Szalone pocałunki

Szalone pocałunki

Tytuł oryginału: Born to Be Wilde
Tłumaczenie: Małgorzata Stefaniuk
Ilość stron: 336
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 135x205
Data wydania: 2022-09-14
EAN: 9788324180691
Romans historyczny
Bestseller

Bestseller „New York Timesa” o miłosnych perypetiach zawsze zakochanej do szaleństwa, ekscentrycznej książęcej rodziny Wilde’ów z Lindow Castle.

Piękna i dowcipna Lavinia Grey jest w poważnych tarapatach i dlatego jak najszybciej musi bogato wyjść za mąż. Ale jakże tu oświadczyć się wychowankowi księcia Wilde’a? I aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli jej odmówi.

Wychowanek księcia Wilde’a - Parth Sterling, najbogatszy kawaler w Anglii, bynajmniej nie zamierza żenić się z kobietą, którą uważa za lekkomyślną i zbyt zainteresowaną modą. Upatrzył sobie o wiele bardziej odpowiednią kandydatkę na żonę. Lecz kiedy dowiaduje się o rozpaczliwym położeniu pięknej Lavinii, proponuje, że znajdzie jej męża. A nawet obiecuje księcia, bo dla Partha Sterlinga wszystko zawsze jest możliwe.
Lecz czy tym razem szalona obietnica nie okaże się zbyt pochopna i ryzykowna?

Aż skrzy się humorem i seksownym wdziękiem: to znak firmowy Eloisy James.  „Romantic Times”

ELOISA JAMES osiągnęła sukces w dwóch wcieleniach: gwiazdy romansów historycznych i profesorki literatury. Ukończyła Harvard i Oksford, doktoryzowała się na uniwersytecie Yale, specjalizuje się w twórczości Szekspira i wykłada na uniwersytecie w Nowym Jorku. Jej błyskotliwe powieści z przesyconą wdziękiem i zmysłowością wyrafinowaną intrygą są wydawane w 28 krajach, nagradzane najbardziej prestiżowymi nagrodami, jak RITA Award (odpowiednik filmowego Oscara), i zajmują wysokie miejsca na amerykańskich listach bestsellerów. A prywatnie jest żoną prawdziwego włoskiego księcia.

"Szalone pocałunki były pełną wdzięku, tajemnic, intryg i sensualności historią, którą z całą pewnością wpiszę na tegoroczną listę ulubionych"
@matka_polka_czyta

1

Zamek Lindow, Cheshire wiejska siedziba księcia Lindow
4 czerwca 1780

Panna Lavinia Gray miała się za względnie odważną. W wieku dwudziestu jeden lat została przedstawiona zarówno angielskiej, jak i francuskiej królowej, i nie straciła opanowania. Pisnęła – ale nie krzyknęła – podczas spotkania twarzą w twarz z ogromnym niedźwiedziem. No, może słowo „niedźwiedź” to przesada. To był raczej pies, ale tylko w przypadku, gdy pies ma ogromne zębiska, takie jak niedźwiedź, i znienacka wyskakuje na człowieka z mroków.

Tak czy inaczej nie krzyknęła, bo krzyki to zachowanie, które nie przystoi damie.

Zdarzyło się też kiedyś, że weszła do jeziora, o którym mówiono, że jest zamieszkałe przez pijawki. Wzdrygała się, ilekroć coś miękkiego ocierało się jej o nogi, ale mimo to wytrwała i nie uciekła.

Ale to?

Czajenie się w korytarzu przed sypialnią dżentelmena?

To był zupełnie nowy poziom nieprzyjemności. Wolałaby po szyję zanurzyć się w jeziorze pełnym pijawek, niż zapukać w drzwi przed sobą.

Na ironię zakrawał fakt, że sama wielokrotnie koiła nerwy młodych dżentelmenów, którzy padając przed nią na kolana, proponowali jej małżeństwo, choć teraz uzmysławiała sobie, że powinna była być wobec nich jeszcze milsza. Zdobycie się na oświadczenie się komuś to coś przerażającego.

A ona to właśnie miała zaraz uczynić.

Miała się oświadczyć.

W jej głowie rozległ się cichy okrzyk: Jakim cudem, na Boga, znalazłam się w tym miejscu?

Otrząsnęła się z tej mało pomocnej myśli i spróbowała zebrać odwagę. Ogólnie rzecz biorąc, uważała, że suknie są potężną zbroją, przydatną w dodawaniu odwagi, teraz jednak nawet jedna z jej najlepszych, perskich, nie pomagała. Szampanowy jedwab oblekał ją względnie ściśle u góry, po czym schodząc niżej, rozkładał się koliście pienistymi plisami. Modne wybrzuszenia na biodrach pomagały podkreślić jej dość obfity biust i sprawiały, że talia wydawała się cieńsza.

Zwykle w tej sukni czułaby się odporna na wszelkie ciosy, ale w tym momencie jedyne, co czuła, to strach.

Problem tkwił w tym, że Parth Sterling nigdy nie wykazywał nawet cienia oznak, że pociąga go jej figura – czy jeśli już o tym mowa – jakakolwiek inna część jej osoby. Zaledwie wczoraj wieczorem wszedł do salonu, kiwnął głową w jej stronę i przeszedł szybko w drugi kraniec pokoju.

Po niewidzeniu jej przez całe dwa lata.

Dawać tu to jezioro z pijawkami.

– Nie masz innego wyboru – ogniście zapewniała ją jej kuzynka Diana nie więcej niż dziesięć minut temu. – Musisz wyjść za Partha. Tylko on jest w stanie uratować twoją matkę.

Lavinia wzięła głęboki wdech, zmuszając się do pozostania na miejscu zamiast rzucenia się do ucieczki. Zacisnęła dłonie i usta i dała krok do drzwi. Jej matka, lady Gray, potrzebowała ratunku, a jakiś tam zwykły banalny dżentelmen jej go nie zapewni.

Potrzebny był Parth, nie tylko dlatego, że był najbogatszym kawalerem w królestwie, ale też dlatego że… no cóż, potrafił załatwiać różne sprawy.

Rozwiązywał je.

Problemy różnego rodzaju.

Na tę myśl wyprostowała się i zanim zdążyłaby się rozmyślić, zapukała. I czekała.

Kiedy przez jakiś czas nikt nie otwierał, ogarnęło ją zwalające z nóg uczucie ulgi.

Wróci do Diany i powie, że z niewyjaśnionych przyczyn Partha Sterlinga nie było w jego pokoju, nie czekał tam na propozycję małżeństwa.

Parth był…

Parth stał w otwartych drzwiach, gapiąc się na nią, stojącą w ciemnym korytarzu.

– Lavinia?

Udało jej się przywołać niepewny uśmiech.

– Witaj!

– Jezu – warknął i rozejrzał się na boki. – Co ty tu, do diabła, robisz?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, złapał ją za łokieć, wciągnął do pokoju i zatrzasnął drzwi.

Wcześniej, kiedy rozmawiała z Dianą, wydawało jej się, że pomysł jest sensowny, nawet jeśli nieco szalony: Parth był bogaty, Parth nie miał żony i Parth rozwiązywał problemy.

Ale gdy teraz stała z nim twarzą w twarz…? Z Parthem, który był wyższy od większości mężczyzn, szerszy w ramionach, który miał gęste włosy, cerę jak ciepły brąz, ciemne oczy… no i ta broda! W przeciwieństwie do innych znanych jej dżentelmenów nosił krótko przyciętą brodę, z powodu której wyglądał trochę jak aktor ze sztuk Szekspira lub dworzanin króla Henryka VIII.

Wyglądał jak sam król.

– Przyszłam do ciebie, bo znalazłam się w kłopotliwej sytuacji – oznajmiła, jąkając się. – No, może to bardziej jest problem niż kłopot. Tak, „problem” to właściwe słowo na określenie tego, z czym przychodzę. – Zwykle nie miewała trudności z artykułowaniem tego, co chciała powiedzieć, teraz jednak wyglądało na to, że brakowało jej słów.

– To musi być naprawdę przerażający problem, skoro sprowadził cię aż pod moje drzwi. – Ton jego głosu nie był do końca oziębły, niemniej wyłapała w nim cień ironii.

Och Boże, jej grzechy wracały do niej, by się na niej zemścić.

– Tak to prawda, że nazywałam cię kiedyś Przerażającym Parthem – przyznała, odchrząkując. – Ale to były tylko żarty, za które cię bardzo przepraszam.

– Aha, żarty, no tak – mruknął oschle. – Tak czy siak, dlaczego tu pani jest, panno Gray?

– Kiedyś mówiłeś mi po imieniu. W zasadzie to robiłeś tak jeszcze przed chwilą.

– Przed chwilą byłem zaszokowany widokiem damy stojącej pod drzwiami mojej sypialni. Wygląda na to, że oboje uchybiliśmy zasadom przyzwoitego zachowania.

Cóż, Sterling nie owijał w bawełnę. Lavinia wyginała połączone palce, starając się wymyślić sposób na poruszenie tematu małżeństwa. To była katastrofa. Powinna wyjść. Mówiła sobie, że ma wyjść, dość stanowczo. Jej stopy pozostały jednak przytwierdzone do dywanu.

Parth uniósł brew.

– No więc słucham? – rzucił, kiedy najwyraźniej jego zdaniem jej milczenie przeciągało się zbyt długo. – Co mogę dla pani zrobić, panno Gray?

Zanim się zastanowiła, spojrzała mu prosto w oczy. Tak, żartowała sobie z niego. Ale nie sądziła, że ją za to znienawidził.

– Lavinio – poprawił się, a jego spojrzenie zmiękło. – Lepiej tak, widzę bowiem jasno, że jesteś w skrajnej sytuacji. Jak ci mogę pomóc?

Upokarzającą rzeczą było to, że sam jego widok sprawiał, że serce waliło jej jak młotem. Nieważne, że był monstrualnie arogancki i choćby przez samo to byłby z niego okropny mąż. Od chwili, gdy go zobaczyła po raz pierwszy dwa lata temu, coś jej zrobił. Drażnił ją. Denerwował. Intrygował. Tego nienawidziła najbardziej, bo od pierwszego razu, kiedy on zobaczył ją, dał jej jasno do zrozumienia, że uważa ją za banalną, dziecinną i ustępującą mu pod względem intelektualnym.

Dlaczego, na litość boską, dała się Dianie na to namówić?

Odchrząknęła, żeby oczyścić gardło.

– Zastanawiałam się, czy robiłeś już jakieś plany odnośnie do małżeństwa.

Znieruchomiał.

– Bo – kontynuowała, popędzana przez żałosną bajkę, jaką wymyśliły wspólnie z Dianą. – Ja jestem… ja…

Nie była w stanie tego zrobić.

Spróbowała jeszcze raz.

– Po prostu pomyślałam, że…

– Czy ty mi się oświadczasz? – Jego głos był ochrypły. – Do diabła, Lavinio, proponujesz, żebym się z tobą ożenił?

– Coś w tym stylu – przyznała.

Wyobrażała sobie zaskoczenie lub bezceremonialne odrzucenie. Nie spodziewała się… współczucia.

Ale dostrzegła je w jego ciemnych oczach i żołądek ścisnęła jej fala upokorzenia. Instynktownie odwróciła wzrok i w lustrze na ścianie spostrzegła odbicie ich dwojga.

Ona wyglądała tak samo jak przed dwiema godzinami, zanim jej matka wyjawiła jej prawdę o stanie ich finansów. Jej gęste włosy były barwy świeżo wybitej gwinei; a błękitne oczy obramowane gęstymi rzęsami, które sumiennie przyciemniała. Figura z hojnym biustem i usta, których nie malowała, żeby nie wyglądać na jeszcze bardziej wyzywającą.

To tylko pokazywało, jak mylący bywa wygląd zewnętrzny.

Nie była już wcale tą Lavinią sprzed dwóch godzin. Po pierwsze nie była już godna szacunku. Na tę myśl w jej piersi zaczął się zbierać histeryczny chichot. Panna Lavinia Gray, córka lady Gray, dziedziczka, o którą zabiegano po obu stronach kanału, nie była już…

Kobietą godną szacunku.

Ani żadną dziedziczką.

Nadal być może pożądaną, ale biedną. A nawet gorzej niż biedną.

Znów przeniosła spojrzenie na Partha i uderzyło ją, że nie jest w żakiecie, a tylko w białej płóciennej koszuli, i że podwinął rękawy, odsłaniając mocarne przedramiona. Bez peruki, bez żakietu. Spojrzała w dół. Bez butów.

– Nie jesteśmy z tego samego świata – oznajmił, domyślając się, co myśli, ale zupełnie jej nie rozumiejąc. – Nie chcesz za mnie wyjść, Lavinio. Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego w ogóle mogłaś wpaść na podobny pomysł.

Znikąd pojawił się przebłysk ślepego uporu.

– Czy zechciałbyś… Czy mogłabym poznać powody, dla których mi odmawiasz?

Popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Lavinio, czy ty się dobrze czujesz?

– Niespecjalnie – odparła w przypływie szczerości. – Może dlatego, że nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego. – Czuła się pewnie przy mężczyznach, którzy się do niej zalecali; ich atencja potwierdzała to, że jest pożądana. Jednak Parth miał w sobie coś, co podkopywało jej pewność siebie, coś, co zmuszało ją do bronienia się, ale zarazem sprawiało, że wszystko w niej buzowało.

– Rozumiem zatem, że twoja odpowiedź stanowczo brzmi „nie” – dodała.

– Jak najbardziej – potwierdził. Ton jego głosu nie był nieuprzejmy, ale odpowiedź była jednoznaczna. Przeszedł na bok, żeby stanąć za krzesłem, jakby chciał, by między nimi pojawiła się jakaś przeszkoda, jakby ona była wściekłym psem, który mógłby się na niego znienacka rzucić.

To nie miało rozegrać się w sposób, w jaki się rozgrywało.

Diana była przekonana, że Parth się zgodzi, i długo rozwodziła się nad tym, jak to, kiedy się już pobiorą, Parth się w niej zakocha. Lavinia z wywołującym mdłości wstrząsem uzmysłowiła sobie w tym momencie, że przystała na plan Diany, bo dotyczył on Partha.

Który był dokładnie tego rodzaju mężczyzną, jaki nigdy nie zaakceptowałby narzeczonej, której nie wybrałby sobie sam. Nie wspominając o takiej, której nie lubi. Parth za nic na świecie nie chciałby się żenić z kobietą, której zależałoby wyłącznie na jego pieniądzach. Nie nosił żakietów z guzikami z klejnotów, nie jeździł pozłacanymi powozami.

Była taką idiotką.

– Lavinio, czy jest coś, co mógłbym…

– Nie, nie ma zupełnie nic – przerwała mu pogodnie i odwróciła się do drzwi. – Nie mam pojęcia, dlaczego wpadłam w ogóle na tak idiotyczny pomysł.

Zagrodził jej drogę.

– A dlaczego wpadłaś?

Nie mogła mu powiedzieć o pieniądzach i o szmaragdach, i o tym, że lady Gray wyląduje w więzieniu Newgate, jeśli Lavinia nie zdoła uporządkować bałaganu, w który wpakowała je jej matka.

– Od dawna jestem pod wpływem utrzymującego się zauroczenia tobą – wyznała, zanim zdążyła pomyśleć, co mówi. – Bo chyba nie sądzisz, że każdemu mężczyźnie nadaję pieszczotliwe przezwiska?

– Co proszę?

Pod czystą bielą koszuli widać było, jak jego mięśnie się naprężają. To było…

– Żartuję! – zawołała. – I pora, żebym już wracała do siebie. Nie chciałbyś zapewne, żeby mnie tu u ciebie przyłapano. Możesz mi wierzyć, Parth, stać mnie na oświadczenie się dżentelmenowi, ale nigdy żadnego bym nie skompromitowała.

Jego ręka wystrzeliła w przód i chwyciła jej ramię.

– Czyli nie jestem pierwszym, któremu się oświadczyłaś, tak? – To nie było powiedziane normalnie, to było warczenie.

– Prawdę mówiąc jesteś. – Potem z nierozważną brawurą dodała: – Ale teraz, kiedy już przełamałam lody, że tak powiem, kto wie, gdzie się zatrzymam?

Parth pokręcił głową.

– Kiedy wyjeżdżałaś z Anglii, byłaś najbardziej pożądaną damą na rynku małżeńskim. Nie masz potrzeby zalecać się do mężczyzn, Lavinio.

– Wszystko z czasem ulega zmianie – odparła lekko.

Jego wzrok przeniósł się z jej stóp na głowę.

– Nie, nie ulega. Wyglądasz… – Potem jego spojrzenie zrobiło się ostrzejsze. – Chwila. Już rozumiem.

– Tak? – Uwolniła ramię i zaczęła iść w stronę drzwi. Dlaczego posłuchała się Diany? Wszyscy wiedzieli, że jej kuzynka ma skłonność do wpadania na szalone pomysły. Wystarczyło sobie przypomnieć, jak uciekła z własnego przyjęcia zaręczynowego z niczym więcej jak tylko z pudłem na kapelusze, a potem została guwernantką w domu swojego porzuconego narzeczonego.

Parth, bacznie się jej przypatrując, zrobił ku niej krok.

– To żadna hańba, Lavinio.

Serce w niej zamarło. A więc on wie. Ma bank, na litość boską. Po plecach przebiegł jej dreszcz rozgoryczenia. Jeśli wiedział, że straciła posag, nie mógł wcześniej czegoś powiedzieć?

– Ty wiesz? – Głos zachrzęścił jej w gardle jak zgniatamy butami żwir.

– Domyślam się.

– Och – sapnęła cicho i z zawstydzeniem.

– Odnajdę go – oznajmił Parth, cicho i groźnie. – I zabiję.

– Co takiego?

– Ojca twojego dziecka. – Duże dłonie Partha zamknęły się na jej ramionach. – Wyjaw mi jego nazwisko. – Jego spojrzenie opuściło się na jej biust, oceniło rozmiar piersi, zeszło niżej, do bioder. – Trzeci lub czwarty miesiąc, jak sądzę?

Lavinia najpierw szeroko otworzyła usta, potem gwałtownie je zamknęła. Bywała wcześniej poniżana, ale to teraz…

– Naprawdę uważasz, że mogłabym cię aż tak zwieść? – zapytała zbolałym głosem, jąkając się. – Wiem, że mnie nie lubisz, Parth, ale czy naprawdę uważasz, że byłabym do tego zdolna? Że… że poprosiłabym cię, byś się ze mną ożenił tylko dlatego, żebym mogła ukryć fakt, iż noszę dziecko innego mężczyzny?

Jego oczy zaszły mgłą pustki, dłonie opadły w dół.

– Myślisz, że jestem… że pozwoliłam sobie… że mogłabym… – Gardło miała tak bardzo zaciśnięte, że nie mogła mówić. Wiedziała, że jej nie lubi. Ale nie wyobrażała sobie, że uważa ją za rozwiązłą. Lub co gorsza – wyrachowaną.

Patrząc wstecz, to w tym momencie Lavinia uznała, że może uważać siebie za osobę dzielną. Bo się nie rozpłakała ani nie zaczęła krzyczeć. Zamiast tego zebrała resztki godności i wyprostowała się.

I może nawet uprzejmie uśmiechnęła.

– Przepraszam, Parth. To znaczy, proszę wybaczyć, chciałam powiedzieć: panie Sterling. Przepraszam, że wtargnęłam do pańskiej sypialni i bez powodu wprawiłam w zakłopotanie nas oboje.

Wyminęła go i uciekła, i nawet znalazła w sobie jeszcze siłę na to, by drzwi za sobą zamknąć spokojnie, zamiast nimi trzasnąć.