Zabójcze maszyny (okładka filmowa)

Zabójcze maszyny (okładka filmowa)

Tytuł oryginału: MORTAL ENGINES
Ilość stron: 352
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2018-11-27
EAN: 9788324168385
Fantastyka
Bestseller

Wielki przebój filmowy twórców Władcy Pierścieni i Hobbita

 

Przetłumaczony na 30 języków, obsypany nagrodami światowy bestseller, przeniesiony na ekran przez Petera Jacksona: jeden z najwspanialszych fantastycznych światów, jakie kiedykolwiek wykreowano.

Połączenie emocji i oszałamiających efektów wizualnych.
PETER JACKSON

Sześćdziesiąt minut – tyle wystarczyło, żeby zniszczyć ludzką cywilizację.
Tysiące lat później nastała nowa era ruchomych miast. Miasta drapieżcy na gigantycznych gąsienicach przemierzają wyludnioną Ziemię. Polują: atakują, walczą i pożerają się nawzajem.

Londyn dostrzegł zdobycz. Małe miasteczko nie ma szans. Londyn jest wielki, szybki i... głodny.
Podczas polowania Wielki Mistrz Cechu Historyków Londynu zostaje zaatakowany sztyletem przez tajemniczą dziewczynę. Życie ratuje mu młody czeladnik, który w pogoni za napastniczką zostaje wyrzucony z pędzącego miasta. Na jałowych pustkowiach wielkiego Terenu Polowań ci dwoje, których wszystko dzieli, są zdani tylko na siebie.
Wśród przemocy, brutalności i nieustannego niebezpieczeństwa Tom i Hester muszą walczyć o życie i przyszłość świata…


PHILIP REEVE, brytyjski autor kilkunastu książek dla młodzieży i ilustrator, światową sławę zyskał w 2001 powieścią Zabójcze maszyny.
Książka zdobyła Złoty Medal prestiżowej nagrody Nestlé Smarties Book Prize. Philip Reeve został uhonorowany również innymi najwyższymi nagrodami gatunku: Carnegie Medal, Guardian Children’s Fiction Prize, Los Angeles Times Book Award.
Zabójcze maszyny zostały sfilmowane przez twórców Władcy Pierścieni i Hobbita.

 

 

„Zabójcze maszyny” dostępne też na DVD:

zm

Świat wykreowany przez Reeve’a jest odważnie awangardowy, łamie wszelkie konwenanse estetyczne i część konwencji narracyjnych. Widać, że autor znakomicie bawi się absurdalną wizją zmotoryzowanych miast i dobrze gra geopolitycznymi stereotypami w kreacji Jedynego Miejsca na Ziemi, Które Nie Poddało Się Opresywnemu Terrorowi i Zamknęło Za Wielkim Murem (już wiecie, w którym miejscu świata rzeczone miejsce jest zlokalizowane, prawda?)...

www.creatiofantastica.com

W pochmurne, wietrzne wiosenne popołudnie Londyn rozpoczął pościg po wyschniętym dnie dawnego Morza Północnego za niedużym górniczym miasteczkiem. W lepszych czasach Londyn nie zainteresowałby się tak marną zdobyczą. Kiedyś to wielkie ruchome miasto polowało na znacznie większe osiedla, goniąc je na swych gąsienicach od Lodowych Pustkowi na północy aż po Morze Śródziemne. Ostatnio jednak coraz mniej było miast nadających się do pożarcia, a większe, potężniejsze aglomeracje zaczęły spoglądać na Londyn łakomym okiem. Już od dziesięciu lat dawna stolica Anglii ukrywała się przed nimi na podmokłych, górzystych terenach zachodniego terytorium, które – według Cechu Historyków – było niegdyś Wyspami Brytyjskimi. Od dziesięciu lat Londyn żywił się wyłącznie małymi miasteczkami rolniczymi i osadami, jakie udało mu się upolować w pobliżu. Teraz wreszcie lord burmistrz podjął decyzję, by wyruszyć na wielki Teren Polowań.

Londyn był właśnie w pół drogi, gdy obserwatorzy na wysokich wieżach wypatrzyli miasteczko z kopalnią soli. Londyńczycy uznali to za znak od bogów i nawet lord burmistrz, który nie wierzył ani w bogów, ani w żadne wróżby, stwierdził, że to dobry początek podróży na wschód, i rozkazał rozpocząć pościg. Górnicze miasteczko dostrzegło niebezpieczeństwo i rzuciło się do ucieczki, ale gąsienice Londynu obracały się coraz szybciej i szybciej. Wkrótce Londyn mknął przed siebie na najwyższych obrotach – wielka, ruchoma góra stali, wznosząca się jak weselny tort siedem pięter w górę, z dolnymi pokładami spowitymi kłębami spalin, a górnymi zabudowanymi lśniącymi bielą willami bogaczy, ponad które wyrastała zwieńczona złotym krzyżem katedra Świętego Pawła. Gdy rozpoczął się pościg, Tom odkurzał właśnie eksponaty w galerii historii naturalnej Muzeum Londyńskiego. Poczuł znane wstrząsy metalowej podłogi i zadarł głowę, aby spojrzeć na podwieszone pod sufitem modele delfinów i wielorybów, które zaczęły się kołysać z cichym skrzypieniem. Nie przestraszył się. Mieszkał w Londynie piętnaście lat, od urodzenia, i zdążył się już przyzwyczaić do jego ruchów. Wiedział, że miasto zmienia kierunek i nabiera prędkości. Poczuł na grzbiecie dreszcz podniecenia, który znali wszyscy londyńczycy. Łup musi być gdzieś niedaleko! Rzucił na podłogę szczoteczkę i szmatkę. Przyłożył dłoń do ściany, wyczuwając wibracje, dochodzące z maszynowni mieszczącej się głęboko w Trzewiach miasta. Do buczenia silników dołączyło niskie dudnienie silników wspomagających. Jak rytm wybijany na bębnach.
Otworzyły się drzwi po drugiej stronie i do sali wtoczył się Chudleigh Pomeroy. Jego okrągła twarz była purpurowa ze zdenerwowania.
– Na Quirke’a! Co to takiego?! – zawołał tubalnym głosem, spoglądając na wirujące pod sufitem wieloryby i wypchane ptaki, podskakujące w gablotkach, jakby chciały rozprostować skrzydła i zerwać się do lotu. 
–Czeladniku Natsworthy! Co się tutaj dzieje?
– To pogoń, proszę pana – powiedział Tom, dziwiąc się, że zastępca Wielkiego Mistrza Cechu Historyków, który mieszkał w mieście od tak dawna, nie rozpoznawał bicia londyńskiego serca. 
– Pewnie coś upolujemy. 
Włączyli silniki wspomagające. Od lat już tego nie robiono. Może Londynowi znowu zacznie sprzyjać szczęście.
– Phi! – prychnął Pomeroy, krzywiąc się na widok przeszklonych gablotek drgających w rytm pracy silników.
Nad jego głową największy z modeli morskich ssaków – płetwal błękitny, który wyginął tysiące lat temu– podskakiwał na linkach niczym piłka. 
– Być może,czeladniku Natsworthy. Szkoda tylko, że Cech Inżynierów nie zainstalował w budynku urządzeń, które stłumiłyby drgania. Niektóre z tych okazów są bardzo delikatne. – Wyciągnął z kieszeni długiej czarnej szaty chustkę w grochy i otarł nią czoło.
– Czy mógłbym – poprosił Tom – pobiec na platformę obserwacyjną popatrzeć na polowanie? Od lat nie mieliśmy pościgu…
– Nie ma mowy, czeladniku! Spójrz tylko, ile kurzu sypie się z tej gabloty! Trzeba jeszcze raz wyczyścić wszystkie eksponaty i sprawdzić, czy nie ma uszkodzeń.
– To niesprawiedliwe! – jęknął Tom. – Właśnie odkurzyłem całą salę!
Natychmiast zorientował się, że popełnił błąd. Stary Chudleigh Pomeroy nie był najgorszym z mistrzów cechu, ale nie lubił, gdy mu się przeciwstawiał jakiś marny czeladnik trzeciej kategorii. Wyprostował się – był tak gruby, że wyglądał jak piłka do koszykówki, która zmienia się w piłkę do rugby – i zmarszczył surowo krzaczaste brwi.
– Życie nie jest sprawiedliwe, Natsworthy – powiedział. – Jeszcze jedna taka odzywka, a znajdziesz się w Trzewiach, gdy tylko skończy się pościg!