Hania i Cyrk Marzeń

Hania i Cyrk Marzeń

Tytuł oryginału: Harper and the Circus of Dreams
Tłumaczenie: Anna Pochłódka-Wątorek
Ilość stron: 144
Rodzaj: miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2020-03-02
EAN: 9788324171217
Literatura dla dzieci 7+ lat

Tom 2 nowej magicznej serii popularnej w kilkunastu krajach, rozpoczętej Hanią i Szkarłatną Parasolką.

Hania wraz z przyjaciółmi frunie na czarodziejskiej Szkarłatnej Parasolce, gdy nagle dostrzega dziewczynkę, która biegnie po zawieszonej wysoko w powietrzu linie.

Prowadzi ona dzieci do urzekającego Cyrku Marzeń, unoszonego w przestworzach przez balony.

Przyjaciele spotykają na swej drodze cyrkowego piekarza, syrenę i zagadkową wróżbitkę, a jednocześnie zaczynają odkrywać tajemniczą przeszłość Hani…

Piękna opowieść o przyjaźni, rodzinie i o tym, jak ważne są przygody.

 

Patronaty medialne:

tvp   bliżej   miastoqlturkagaga bajkowir insp  

"Pełna przygód opowieść o sile przyjaźni i wyobraźni. Książka doskonale sprawdzi się u początkujących czytelników - ma większą czcionkę, obrazki i dużą ilość dialogów, bardzo przyjemnie się ją czyta".

Maluszkowe inspiracje

Była sobie raz dziewczynka, której na imię było Hania. Miała niezwykły muzyczny dar. Słyszała piosenki na wietrze, rytm wśród deszczu i nadzieję w uderzeniach motylich skrzydeł. Hania potrafiła grać na każdym instrumencie, jaki tylko wzięła do rąk, chociaż nie nauczyła się nigdy ani jednej nutki. Niekiedy nocą, zapadając w sen, Hania słyszała, jak od gwiazd echem odbija się melodia. Rankiem jednak nigdy nie umiała sobie dokładnie jej przypomnieć. Była to jedyna piosenka, jakiej nie potrafiła zagrać – pieśń, która nawiedzała wszystkie jej sny.

Rozdział pierwszy
Wycie wilczycy
Hania przycupnęła pod swoją Szkarłatną Parasolką na dachu Bardzo Wysokiego Bloku i spoglądała na Chmurne Miasto. W powietrzu unosiła się Morska Mgiełka, a niebo zaciągał zmierzch, przez co krople deszczu przypominały kolorem dym. Panował spokój.
Jej ukochany kot Północek mruczał, owinięty wokół jej stóp. Zielone oczy kota migotały. Hania uniosła smyczek i zaczęła cicho grać na altówce. Jedna, pełna nadziei nuta rozbrzmiała, gdy nagle powietrze rozdarło zażarte wycie. Hania upuściła smyczek i rozejrzała się dookoła. Na drugim krańcu dachu stała wilczyca barwy zmroku oraz chłopiec kryjący się w cieniu.
Większość dzieci na widok wilczycy na dachu ogarnąłby strach. Większość dzieci zaczęłaby uciekać, krzycząc z przerażenia. Ale większość dzieci nie przyjaźniła się z Natem Nathanielsonem.
Nat to chłopiec, który mieszka na dziesiątym piętrze. Znalazł wilczycę, gdy była jeszcze szczenięciem, dał jej dom i nazwał ją Mgławica. Mgławica kochała Nata, jak gdyby byli członkami jednej watahy, a jej rozgwieżdżone oczy widziały to wszystko, czego nie dostrzegał Nat. Nie była psem przewodnikiem, stróżem ani w żadnym sensie pupilem. Była to dzika towarzyszka o sercu pełnym mądrości, w której wyciu odbijała się pełnia księżyca. Dzisiaj jednak coś ją chyba dręczyło.
Hania uniosła smyczek i zagrała trzy ostre nuty – tajny sygnał wzywający jej przyjaciół. Liście wzbiły się w powietrze i słychać było dreptanie lekkich stóp – mała, podobna do myszki dziewczynka przemknęła po dachu i objęła ramionami wilczycę.
– Cześć, Lizo – powiedziała Hania z uśmiechem i zmierzwiła splątane włosy dziewczynki.
Liza, która miała wielkie oczy i uwielbiała czarownice z baśni, wtuliła buzię w srebrzyste futro wilczycy, aby ją ukoić.
Po dachu odbił się echem stukot pełnych powagi kroków.
– Cześć, Ferdek! – zawołał Nat, który rozpoznał przyjaciela po dźwiękach. Ferdek, starszy brat Lizy, podszedł pospiesznie, wciąż gryzmoląc ostatnią linijkę wiersza. Owinął się ciaśniej szalem, wetknął ołówek za ucho i rzekł poważnym tonem:
– Wydaje mi się, że Mgławica wyje do czegoś na niebie.
Pozostali spojrzeli w górę, mrużąc oczy. Widzieli jednak tylko gęstniejące chmury oraz przebłyski wieczornych gwiazd.
– Za ciemno – jęknęła Liza.
Hania uśmiechnęła się do niej.
– Musimy pofrunąć! – stwierdziła z promiennym uśmiechem.
Dzieci rzuciły się do działania. Nat wyciągnął z kieszeni pasmo burzowitki i przywiązał koszyk Północka do rączki Szkarłatnej Parasolki. Z uśmiechem i szelmowskim błyskiem w oku Liza wskoczyła do koszyka. Ferdek złapał pasemko burzowitki i przytwierdził wielki, drewniany latawiec do szpikulca parasolki, a następnie wsunął ręce za szkielet latawca, jakby to była lotnia. Hania puściła oko do Północka, który wskoczył jej na głowę niczym futrzany kapelusik. Nat zagwizdał cicho, a Mgławica zapierającym dech w piersi susem rzuciła się na szkarłatną czaszę parasolki.
Hania i Nat ścisnęli rączkę parasolki ­mocno.
– Gotowi? – spytała Hania szeptem.
– Gotowi! – odkrzyknęli pozostali.
– W górę! – zawołała, a Szkarłatna Parasolka wzbiła się w niebo, unosząc razem z sobą czwórkę dzieci, kota i wilczycę. Migotliwe światła Chmurnego Miasta zniknęły na dole, a dzieci z zapartym tchem żeglowały w stronę księżyca.
Pędziły coraz wyżej, jak gdyby były lżejsze niż jesienne liście. Liza wychyliła się z kociego koszyka i wrzasnęła radośnie. Atramentowe niebo sprawiało, że chciało się jej tańczyć. Ferdek zaśmiał się, gdy Szkarłatna Parasolka zanurzyła się w mgłę jedwabistego obłoku, w głowie zawirował mu milion opowieści. Nat w milczeniu starał się usłyszeć, co mogła wyczuć jego wilczyca, i czuł, jak wokół niego zmienia się świat.
Hania miała zamknięte oczy, bo zdawało się jej, że poprzez wycie wilczycy i mruczenie kota słyszy muzykę. Przez krótką chwilę zadrżało jej serce, była to bowiem melodia, która nawiedzała jej sny – ta, której nie potrafiła potem odegrać. Potem zakręcili się i wzlecieli jeszcze wyżej, a pieśń znikła, pogrążając świat w osobliwej ciszy.
Parasolka wisiała w ciemności niczym czerwona łódka na głębokim i spokojnym morzu. Liza zakaszlała i zachichotała, Ferdek bawił się szalem, a Hania zastanawiała się, co to może być za chmura, bo nie przypominała ona tych, które zazwyczaj sunęły nad miastem. Nat ostrożnie wyciągnął rękę i przeczesał palcami 
deszcz.
– Idzie burza – szepnął.
– Burza? – zapytała Hania, patrząc na bezkresne, pogrążone w bezruchu nocne niebo.
Nat wzruszył ramionami.
– Tak. Coś wznieca wiatr i miesza wszystko. Czuję to.
– Ale co to takiego? – spytał Ferdek z namysłem, wyciągając dłoń, by dotknąć kropli księżycowego blasku.
Coś przeszyło powietrze obok Lizy niczym strzała z piór i lodu. Dziewczynka westchnęła gwałtownie.
– W chmurach coś jest – pisnęła. – Duch we mgle!
Żadne z dzieci nie wierzyło tak naprawdę w duchy, lecz kiedy wytężyły w ciemności wzrok, ujrzały dziewczynę, która pędziła szybciej niż błyskawica. Dziewczynę, która wyglądała, jak gdyby biegła w powietrzu.