Tajemnica Titanica

Tajemnica "Titanica"

Tytuł oryginału: Isaac Bell #11: The Titanic Secret
Tłumaczenie: Maciej Pintara
Ilość stron: 384
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 135x205
Data wydania: 2022-06-03
EAN: 9788324178001
Kryminał, thriller, sensacja
Bestseller

NOWY BESTSELLER WIELKIEGO MISTRZA PRZYGODY Z CYKLU ISAAC BELL

Dirk Pitt i Isaac Bell po raz pierwszy w jednym śledztwie!

Isaac Bell, próbując wyjaśnić tajemnicę śmierci dziewięciu mężczyzn, natrafia na spisek, który może zmienić losy świata, w nowym bestsellerze Wielkiego Mistrza Przygody!

Czasy współczesne, Nowy Jork: Dirk Pitt z narażeniem życia ocala odnalezioną pierwszą łódź podwodną z XVIII wieku. Jego wyczyn podziwia prawnik z renomowanej nowojorskiej kancelarii, który przekazuje mu utajniony przez ponad sto lat fragment pamiętników Isaaca Bella, zawierający wyjaśnienie ostatniej tajemnicy „Titanica”.

Rok 1911, Kolorado: Isaac Bell, główny śledczy Agencji Detektywistycznej Van Dorn, zostaje zaangażowany do zbadania zagadkowej śmierci dziewięciu górników. Ludzie ci zniknęli bez śladu w nieczynnej kopalni Little Angel. Trop prowadzi od skutej lodem wyspy w rosyjskiej Arktyce, przez Paryż, do spokojnych wiosek w południowej Anglii. Celem jest zdobycie jedynych zasobów rzadkiego pierwiastka droższego 75 000 razy od złota. Na drodze Bella staje jedna z największych firm wydobywczych świata.
Wyścigowi po najcenniejszą substancję na świecie towarzyszą morderstwa, śmiertelne zmęczenie i szaleństwo…

CLIVE CUSSLER to najpopularniejszy na świecie autor powieści przygodowo-sensacyjnych. Podróżnik, badacz historii katastrof morskich, poszukiwacz zatopionych wraków, sam był uosobieniem przygody, tak jak jego najsłynniejszy bohater – Dirk Pitt. Clive Cussler to jedyny pisarz, którego powieści – wydawane w 105 krajach – przez pół wieku nie schodzą ze szczytów list bestsellerów. Clive Cussler nazwany został WIELKIM MISTRZEM PRZYGODY, który fascynuje czytelników w każdym wieku.

Prolog


Nowy Jork
Kwiecień

Niebo nad Manhattanem miało grafitowy kolor. Chmury wisiały tak nisko, że szczyty niektórych z najwyższych budynków ginęły we mgle. Było przeraźliwie zimno, a Hudson Hawk, słynny wiatr wiejący wzdłuż rzeki o tej samej nazwie, dął z pełną siłą. Po wiosennej pogodzie sprzed tygodnia pozostało już tylko wspomnienie.
Opancerzony chevy suburban z rządowymi tablicami rejestracyjnymi zatrzymał się przy krawężniku w połowie śródmiejskiego kwartału. Mężczyzna około trzydziestki, w trenczu i ze złożonym czarnym parasolem, najwyraźniej czekający na ten samochód, oderwał się od kwietnika, o który się opierał, i podszedł do dużego SUV-a z opuszczającą się boczną szybą od strony pasa-
żera.
Kierowca, rządowy agent ochrony z trzydziestoletnim stażem, nie odezwał się.
– Witam – wyjąkał pieszy. Zajrzał na tylne siedzenie i zacisnął usta, kiedy zobaczył, że nikogo tam nie ma. – Nazywam się Thomas Gwynn. Mam się spotkać z dyrektorem NUMA, Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych, Dirkiem Pittem.
Na początku swojej kariery kierowca, Vin Blankenship, poprosiłby o jakiś dowód tożsamości, ale wcześniej sprawdził stronę internetową kancelarii adwokackiej, gdzie pracował Gwynn i poznał młodego człowieka dzięki zamieszczonemu tam zdjęciu.
– Pan Pitt przysłał mi esemesa, że jego spotkanie w ONZ-cie trochę się przedłuży Poprosił, żebym pana zabrał w drodze do niego, a potem pojedziemy do Queens.
– A, okej. Nie ma problemu. – Gwynn wsiadł z tyłu i rozluźnił pasek płaszcza. – Przyjemnie tu, ciepło.
Mimo dodatkowego ciężaru opancerzenia i kuloodpornych szyb suburban zwinnie i szybko włączył się do ruchu. Jego silnik V-8 został tak dalece zmodyfikowany jak karoseria.
Blankenship wkrótce zmierzał FDR Drive na północ. Gdyby chciał, mógłby włączyć koguty i syrenę, ale uznał, że mają mnóstwo czasu.
– Przywiózł pan pana Pitta tutaj z Waszyngtonu? – zapytał Gwynn, żeby przerwać milczenie.
– Nie. Jestem z nowojorskiego biura. Przydzielono mnie do pana Pitta na czas jego konferencji w ONZ-cie. Odebrałem go z dworca Penn dwa dni temu i odstawię go tam po tym, jak zobaczy dziś to, co chciał.
– FBI?
– Secret Service.
– Czy on potrzebuje aż takiej ochrony?
– To Nowy Jork. Każdy potrzebuje ochrony.
Blankenship roześmiał się z własnego żartu.
Piętnaście minut później wprowadził suburbana na plac przed stupięćdziesięcioczterometrowym szklanym monolitem, gdzie mieści się kwatera główna ­ONZ-u. Musiał się wylegitymować strażnikom w czarnym oporządzeniu taktycznym i przejechać slalomem między betonowymi zaporami, żeby dotrzeć do budynku. Zatrzymał się i opuścił szybę, żeby zostać rozpoznanym. Nie tylko on siedział za kierownicą rządowego suburbana.
Tuziny ludzi na placu stały w trzy- lub czteroosobowych grupkach, wszyscy z identyfikatorami. Większość się uśmiechała i ściskała sobie dłonie z samozadowoleniem. Przeważały garnitury i kostiumy, ale było też trochę Arabów w białych diszdaszach i Afrykanek w strojach tak barwnych jak pióra tropikalnych ptaków. Naprawdę międzynarodowe towarzystwo. Samotna, nie wyglądająca na zadowoloną postać wypatrzyła czekającego na silniku SUV-a i jego kierowcę. Mężczyzna ruszył przez tłum z determinacją mistrza jubilerskiego, który właśnie ma wykonać decydujące cięcie.
Dirk Pitt był wysoki i bardziej chudy niż muskularny, miał ciemne kręcone włosy i bystre zielone oczy. Układ jego ust zwykle dawał do zrozumienia, że uważa życie za przyjemnie zabawne. Ale nie tym razem. Teraz patrzył ponuro i zaciskał wargi.
– Wygląda pan jeszcze gorzej niż po wczorajszym zebraniu – ocenił Blankenship, kiedy Pitt podszedł do suburbana.
Pitt wsiadł z przodu obok kierowcy. Zrobił to wbrew procedurze bezpieczeństwa, ale wcześniej zapewnił weterana z Secret Service, że jeśli cokolwiek się stanie, weźmie całą winę na siebie.
– Mogę nie wiedzieć, jak zapobiec zaśmiecaniu oceanów plastikiem – odrzekł Pitt – ale wiem, że spędzanie dni w auli z przejedzonymi, wygodnickimi biurokratami, którzy decydują tylko o programie następnej rundy spotkań, niczego nie rozwiąże. – Wzdrygnął się lekko i rozchmurzył. Spojrzał przez ramię z przyjaznym uśmiechem i wyciągnął rękę do Gwynna. – Dirk Pitt. Dzięki, że zgodził się pan na spotkanie w taki niekonwencjonalny sposób. Mam napięty harmonogram, a żona kazała mi wrócić do Waszyngtonu dziś wieczorem na przyjęcie urodzinowe szefa jej sztabu.
– To żaden problem – odrzekł Gwynn i uzmysłowił sobie, jak miękka musi się wydawać jego dłoń w uścisku zrogowaciałej ręki Pitta. Ten człowiek stał na czele wielkiej rządowej agencji, ale wyraźnie nie był przejedzonym, wygodnickim biurokratą. – Pana żona to kongresmenka Loren Smith.
– Jestem szczęściarzem – powiedział Pitt z oczywistą miłością. – Przyznam, że wzbudził pan moje zainteresowanie, kiedy pan zadzwonił do mojego biura. Dobrze się złożyło, że następnego dnia musiałem być w Nowym Jorku. Większość ludzi wie o wydobyciu „Titanica”, niektórzy nawet mogą pamiętać, że kierowałem tamtą operacją, ale o ile się orientuję, to fakt, że liczyliśmy na odzyskanie rudy bizanium z jego ładowni pozostaje tajny. Skąd pan o tym wie? – Pitt uniósł palec, żeby powstrzymać odpowiedź i zwrócił się do kierowcy: – Wie pan, dokąd jedziemy, tak?
– Dorastałem dziesięć minut drogi od tamtego miejsca – odparł Blankenship. – Wędkowałem w East River kawałek stamtąd.
Pitt się uśmiechnął.
– Mam nadzieję, że nie zjadał pan wszystkiego, co pan złowił.
Agent Secret Service zachichotał.
– Nawet nie potrafiliśmy zidentyfikować połowy tego, co wyławialiśmy.
Pitt z powrotem przeniósł uwagę na Thoma Gwynna.
– Więc skąd pan wie o bizanium? – powtórzył.
– Moja kancelaria adwokacka trzymała dokumenty w imieniu człowieka, który to zdobył.
Pitt skinął głową.
– Joshua Hayes Brewster. Górnik skalny z Kolorado, który pierwszy odkrył tę rudę na Nowej Ziemi w rosyjskiej Arktyce i wrócił tam w 1911 z grupą innych mężczyzn, żeby ją wykopać z wnętrza góry.
Znał tę historię jak własną.
– Nie, panie Pitt. Mówię o Isaacu Bellu.
Wyraz dezorientacji przemknął przez twarz Pitta. Nie mógł sobie przypomnieć nazwisk pozostałych górników, ale pamiętał, że żaden z nich nie nazywał się Bell.
– Zgubiłem się.
– Nie jestem zaskoczony. Słyszał pan o Agencji Detektywistycznej Van Dorn?
– Tak. Wiem, że była tak duża i sławna jak Pinkerton.
– W czasach, kiedy hotele miały własnych detektywów, a koleje wynajmowały armie ochroniarzy, Joseph Van Dorn założył prosperującą firmę o motcie „Nigdy się nie poddajemy! Nigdy!”. Isaac Bell był w niej głównym śledczym i być może największym detektywem nie tylko swojego pokolenia.
– Okej – odrzekł ostrożnie Pitt. – Nie wątpię w to, ale musi mi pan uwierzyć, że on nie miał nic wspólnego z wydobyciem bizanium ani z przemyceniem go na pokład „Titanica”. Zajmowałem się tamtym projektem przez większą część roku. Nie uczestniczyli w nim żadni prywatni detektywi.
– Pan Bell zataił swój udział. Nawet przepisał notatki Brewstera, żeby nie figurowało w nich jego nazwisko.
Mina Pitta znów wyrażała dezorientację.
– Wyjaśnię to panu.
– Proszę mi mówić Dirk – odezwał się z roztargnieniem Pitt.
– Jasne, Dirk. Okej. Więc Isaac Bell w ciągu swojej długiej kariery poznał wiele tajemnic. Mogły one zniszczyć rodzinne dynastie, wiarygodność firm, a nawet państw, ujawnić ich ukryte motywy działania i zdemaskować zakulisowych uczestników niektórych kluczowych wydarzeń pierwszej połowy dwudziestego wieku. Bell posiadał te wszystkie informacje, ale w przeciwieństwie do J. Edgara Hoovera, pierwszego dyrektora FBI, nie miał interesu w posuwaniu się do szantażu ani zastraszania. Po prostu znał mnóstwo tajemnic. Kiedy przeszedł na emeryturę, postanowił je spisać. Muszę stwierdzić, że gdyby nie był tak dobrym detektywem, mógłby być autorem powieści sensacyjnych. Opisy jego wyczynów czyta się jak książki przygodowe. Wiedział, że część tego co napisał nie może nigdy ujrzeć światła dziennego – i tamte dzienniki prawdopodobnie spalił przed śmiercią – ale uważał, że inne relacje mogłyby zostać opublikowane w przyszłości, kiedy ich bohaterów dawno nie będzie wśród żywych i ta spuścizna będzie spoczywała w „zakurzonym kącie historii”. Tak się dokładnie wyraził. Te dokumenty powierzył swojemu adwokatowi ze szczegółowymi instrukcjami, kiedy i komu mogą być przedstawione. Wiele jest prostych, na przykład: „Trzydzieści lat po śmierci tego i tego proszę dopilnować, żeby jego żyjące dzieci dostały tę kopertę. Jeśli nie żyją, proszę dopilnować, żeby dostał ją jakiś 
wnuk”.
– Brzmi rozsądnie.
– Zostawił u adwokata również inne dokumenty z poleceniem, komu je ujawnić, choć określił rok, kiedy należy to zrobić, zwykle ważny dla opowieści, ale widziałem kilka tylko z datą bez żadnego wyjaśnienia. Więc teraz przenosimy się naprzód do czasu kilkadziesiąt lat po śmierci Bella. Jego adwokat założył kancelarię. Obecnie to Gitterman, Shankle i Capps, mój pracodawca i jedna z największych kancelarii w mieście. I do dziś dotrzymujemy zobowiązania do dostarczenia kilku ostatnich dokumentów Isaaca Bella do 
celu.
– I uważa pan, że to ja?
Pitt wciąż nie bardzo widział związek.
– Tak. Kiedy nadszedł dzień wymieniony na tym konkretnym dokumencie, jeden ze starszych partnerów miał zaszczyt przeczytać go pierwszy. Nie był pewien, co ma zrobić, ale jego sekretarka wie, że jestem zbzikowany na punkcie „Titanica”. Mój wuj brał udział w operacji jego wydobycia. Kiedyś mi powiedział, że to pan podniósł „Titanica”. Był operatorem dźwigu na jednym ze statków wsparcia. Na „Modocu”.
– A niech mnie – odparł Pitt. – Pana nazwisko wydawało mi się znajome. Tommy Gwynn. Ale nie jest pan do niego zbyt podobny.
– Wiem. On był wielki.
Pitt zwrócił uwagę na czas przeszły.
– Był? Co się stało?
– Odszedł z NUMA krótko po operacji „Titanic” i pracował jako operator żurawia tutaj, w Nowym Jorku. Na budowie zdarzył się wypadek. Wujek Tommy i dwaj inni zginęli. To było osiem czy dziewięć lat temu. – Gwynn urwał na chwilę ze smutną miną. – Wracając do sprawy, starsi partnerzy wybrali mnie do znalezienia właściwej osoby, więc natychmiast pomyślałem o panu, bo to przeczytałem i pogrzebałem w życiu Brewstera i jego górników…
– Nazywali siebie Koloradczykami – wtrącił Pitt.
Gwynn przytaknął z zapałem.
– Bell wspomniał o tym. Żaden z nich nie miał rodziny, bo nigdy się nie ożenili z wyjątkiem…
– Jake’a Hobarta.
Teraz, kiedy Pitt znów myślał o tamtej dawnej misji, przypominał sobie coraz więcej szczegółów.
– Zgadza się. Hobart się ożenił, ale jego żona dawno nie żyje, a nie mieli dzieci. Ponieważ nikt nie pozostał z czasów, gdy minerał wykopano i załadowano na pokład „Titanica”, wybrałem człowieka, który w końcu go znalazł. Dziennik Bella nie zmienia podstawowych faktów, ale pomyślałem, że może pana zainteresować tło wydarzeń sprzed ponad stu lat.
Młody prawnik wyjął z głębokiej wewnętrznej kieszeni płaszcza plik pożółkłych papierów w zapieczętowanej foliowej torbie. Na pierwszej stronie widniał tytuł Koloradczycy. Pitt już miał otworzyć torbę, gdy wtrącił się Blankenship.
– Po prostu, żeby pan wiedział, jesteśmy pięć minut drogi od celu.
– Okej – odparł Pitt, tak pochłonięty opowieścią Gwynna, że nie uświadamiał sobie, jak szybko przekroczyli East River.
– Mówiłem, że nie mam nic przeciwko takiemu spotkaniu w przelocie – powiedział Gwynn – ale co jest takiego ważnego na jakimś nadrzecznym placu budowy w Queens?
– Zobaczy pan – odrzekł Pitt. – W przestrzeni bagażowej za panem jest skórzany plecak i wodoszczelna torba nurkowa. Mógłby mi pan ją podać?
Gwynn sięgnął za oparcie kanapy, wziął torbę i wręczył Pittowi, który już zdjął skórzane półbuty. Uniósł jeden, żeby go pokazać kierowcy i pasażerowi.
– Żona mi je dała jako drogi praktyczny żart, bo myślała, że nigdy nie włożę włoskich mokasynów, ale one są wygodniejsze od trampek.
Wyjął z torby nurkowej gumiaki i ocieplaną kurtkę odblaskową. Wbił nogi w kalosze i z trudem wciągnął na siebie kurtkę w ograniczonej przestrzeni suburbana.
– Opowiem panu coś – oznajmił Pitt i z powrotem zapiął pas bezpieczeństwa. – Po bitwie z Brytyjczykami pod Lexington i Concord w czasie naszej wojny o niepodległość pewien mieszkający niedaleko New Haven wynalazca nazwiskiem David Bushnell zaproponował zbudowanie pojazdu zanurzalnego do przyczepiania min do spodów angielskich okrętów, które blokowały Port Nowojorski. Sam Jerzy Waszyngton uznał to za dobry pomysł i zgodził się go sfinansować. Przez całe lato i jesień Bushnell z kilkoma oddanymi cieślami, kowalami i inżynierami-samoukami budował łódź podwodną. Miała trzy metry wysokości i kształt beczki, lub – jak ją kiedyś opisano – przypominała dwie połączone żółwie skorupy. Była zrobiona z opasanych żelazem drewnianych klepek jak beczka i napędzana dwiema ręcznie obracanymi śrubami. Miała też świder do wwiercania się w kadłub okrętu, żeby móc przymocować ładunek wybuchowy. Była też nożna pompa zęzowa i bulaje w metalowym… chyba można to nazwać kioskiem. W sumie wyszła z tego niezgrabna i nieporęczna, ale genialna konstrukcja.
– Jak również totalna porażka – dodał Pitt. – Latem 1776, po mnóstwie prób morskich i testów, na sternika „Turtle’a”, jak nazwano łódź podwodną, wybrano sierżanta Ezrę Lee. Ostatecznie w sierpniu tamtego roku Lee zaatakował „Turtle’em” brytyjski okręt flagowy HMS „Eagle”, zakotwiczony poniżej Governors Island w wejściu do Portu Nowojorskiego. Manewrowanie łodzią podwodną zajęło Lee dwie godziny, ale za nic nie mógł wkręcić skierowanego do góry wiertła na tyle głęboko w kadłub „Eagle’a”, żeby przyczepić materiał wybuchowy. Patrząc wstecz, łatwo zrozumieć, że utrzymanie stabilności „Turtle’a” podczas wiercenia w tamtej lokalizacji było praktycznie niemożliwe z powodu pływów i prądów.
– Nie mówiąc o tym, że biedny facet musiał być wykończony – odezwał się Blankenship.
Pitt przytaknął.
– Powietrza w „Turtle’u” wystarczało tylko na pół godziny. Lee mógł uzupełnić zapas, wynurzając się podczas przecinania portu, ale pod koniec próby wwiercenia się w „Eagle’a” miałby delirium od nadmiaru dwutlenku węgla. Miesiąc później zaatakowali inny okręt z takim samym skutkiem. Niedługo potem Brytyjczycy zatopili statek wsparcia „Turtle’a” w porcie po stronie Jersey. Bushnell twierdzi, że uratował łódź podwodną, ale jej los był nieznany.
– Do dziś? – strzelił Thomas Gwynn, jakby się domyślił, dokąd jadą.
– Dokładnie. Ciekawe, że dopiero prawie sto lat później pewien okręt podwodny zdołał zatopić nieprzyjacielski okręt wojenny. To był okręt podwodny „Hunley” Konfederatów, który storpedował USS „Housatonic” w czasie wojny secesyjnej.

Inne książki autora

Furia tajfunu Tajemnica Titanica

Furia tajfunu CUSSLER CLIVE

Diabelskie Morze

Diabelskie Morze CUSSLER CLIVE

Bunt morza

Bunt morza CUSSLER CLIVE

Królowa Celtów

Królowa Celtów CUSSLER CLIVE CUSSLER DIRK

Wektory władzy

Wektory władzy CUSSLER CLIVE

Okup za Romanowów

Okup za Romanowów CUSSLER CLIVE

Rwący lód

Rwący lód CUSSLER CLIVE

Skarb Czyngis-chana

Skarb Czyngis-chana CUSSLER CLIVE CUSSLER DIRK

Plan Colossus

Plan Colossus CUSSLER CLIVE

Gray Ghost

Gray Ghost CUSSLER CLIVE

Złoto Inków (ebook)

Złoto Inków (ebook) CUSSLER CLIVE

Ocean chciwości

Ocean chciwości CUSSLER CLIVE