Nocny Powrót

Nocny Powrót

Tytuł oryginału: Der Heimweg
Tłumaczenie: Rafał Sarna
Ilość stron: 368
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 135x205
Data wydania: 2021-02-18
EAN: 9788324173075
Kryminał, thriller, sensacja
Bestseller

NAJNOWSZY I NAJLEPSZY BESTSELLER NR 1 MISTRZA!

KSIĄŻKA ROKU 2020 „SPIEGLA"!

Rekord na 1 miejscu list bestsellerów – 11 tygodni!

MISTRZ THRILLERA PSYCHOLOGICZNEGO PRZEKRACZA GRANICE WYOBRAŹNI I WCIĄGA NAS W OTCHŁAŃ ROZPACZY.

Gdy ktoś poznaje datę swojej śmierci, to tak jakby już zaczął umierać...

Nocny Powrót – specjalna linia stworzona dla kobiet, które wracają nocą do domu. I boją się. Głos w telefonie ma im towarzyszyć, uspokajać, a w razie najgorszego wezwać pomoc. Do tej pory najgorsze nigdy się jeszcze nie zdarzyło...

Sobota, godzina 22, Nocny Powrót.
Jules Tannberg odbiera swoje pierwsze zgłoszenie. Dzwoni młoda kobieta. Jest przerażona. Twierdzi, że idzie za nią mężczyzna, który już kiedyś ją zaatakował. Mężczyzna, który po spędzeniu z nią upojnej nocy nabazgrał na ścianie sypialni jej własną krwią pewną datę. Datę jej śmierci.
Ten dzień ma nadejść już za niecałe dwie godziny... 

NAJBARDZIEJ PRZERAŻAJĄCY I ZASKAKUJĄCY THRILLER MISTRZA PSYCHOLOGICZNEJ GRY, UZNANY PRZEZ AUTORA ZA JEGO NAJLEPSZĄ POWIEŚĆ.

SEBASTIAN FITZEK – autor numer 1 w Niemczech, mistrz thrillerów psychologicznych wydawanych w 33 krajach.

Każda powieść Fitzka – PREZENT, PACJENT, ŁAMACZ DUSZ, ODPRYSK, LOT 7A, TERAPIA, PASAŻER 23, PRZESYŁKA, OSTATNIE DZIECKO, NOC ÓSMA, ODCIĘCI – zajmuje przez wiele miesięcy 1. miejsce na listach bestsellerów i osiąga milionowe nakłady.
W samych Niemczech sprzedano je w 12 milionach egzemplarzy.

Co czwarta kobieta co najmniej raz w życiu doznała przemocy fizycznej lub seksualnej w związku. Dotyczy to kobiet ze wszystkich warstw społecznych.

Informacja Federalnego Ministerstwa do spraw Rodziny, Osób Starszych, Kobiet i Młodzieży z 2 lutego 2020 roku

 

Badanie przeprowadzone przez Federalne Ministerstwo do spraw Rodziny wykazało, że kobiety, które w dzieciństwie były świadkami przemocy pomiędzy rodzicami, ponad dwukrotnie częściej stają się same ofiarami przemocy domowej. Kobiety, które kiedyś były ofiarami przemocy rodziców, jako osoby dorosłe stają się trzy razy częściej ofiarami przemocy partnerów.

Astrid-Maria Bock, „BILD” z 27 czerwca 2017 roku

 

Od autora

Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce zrodziły się oczywiście (i na szczęście) tylko w mojej wyobraźni. Jednak serwis telefoniczny towarzyszący ludziom, którzy wracając nocą do domu, czują się nieswojo, istnieje naprawdę. Pomysł ten narodził się w Sztokholmie. Tam usługa ta jest świadczona bezpośrednio przez policję, podczas gdy w Niemczech najwyraźniej nie ma na to pieniędzy i zadanie to musieli wziąć na siebie wolontariusze. Z tego też względu ta ważna instytucja (www.heimwegtelefon.net) często musi niestety walczyć o przetrwanie.

 

Ważna informacja

Historia ta opowiada o przemocy domowej, masowo występującym przestępstwie, o którym w naszym społeczeństwie mówi się o wiele za mało. Przedstawione w niej opisy mogą wywołać silne reakcje emocjonalne u osób, które były lub są dotknięte przemocą domową. Osoby potrzebujące pomocy mogą ją uzyskać dzwoniąc pod numery:

22 828 11 12 – Telefon Zaufania dla Ofiar i Sprawców Przemocy Seksualnej

801 120 002 – Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”

600 070 717 – Całodobowy interwencyjny telefon Centrum Praw Kobiet

888 88 33 88 – Telefon Przeciwprzemocowy dla Kobiet Feminoteki

22 635 93 92 – Telefon Zaufania Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny

 

Prolog

Po tych wszystkich obrażeniach, których doznała w najbardziej wrażliwych miejscach jej pokrytego krwiakami ciała, po tych wszystkich ciosach w twarz, plecy, nerki i podbrzusze, po których jej mocz przez wiele dni miał kolor czerwonego barszczu, po tym całym bólu, zadanym ogrodowym wężem i żelazkiem, nigdy by się nie spodziewała, że kiedyś zdarzy jej się przeżyć coś takiego.

Seks był obłędny, pomyślała, leżąc w półmroku na łóżku, z którego właśnie wstał, żeby pójść do łazienki on –mężczyzna, w którym zakochała się na zabój.

Co prawda niewiele miała możliwości porównania. Przed mężem miała tylko dwóch kochanków, a wszystko to wydawało jej się strasznie odległe. Negatywne doświadczenia z teraźniejszości dawno już przyćmiły pozytywną przeszłość.

Już od lat wszystko, co działo się w sypialni, łączyło się dla niej tylko z bólem i upokorzeniem.

A teraz leżę tu, oddycham i czuję zapach nowego mężczyzny w moim życiu, marząc o tym, żeby ta miłosna noc zaczęła się jeszcze raz od początku.

Sama się sobie dziwiła, jak szybko mu zaufała i opowiedziała o przemocy, której doznawała w małżeństwie. Ale już od pierwszej chwili poczuła, że coś ją do niego przyciąga, gdy usłyszała jego głęboki głos i zobaczyła jego ciepłe, ciemne oczy, które spoglądały na nią tak, jak jej mąż jeszcze nigdy na nią nie patrzył. Otwarcie, szczerze, czule.

Niewiele brakowało, a opowiedziałaby mu o filmie wideo. O wieczorze, do którego zmusił ją mąż.

Z mężczyznami.

Wieloma mężczyznami, którzy ją wykorzystali i upokorzyli.

Aż trudno uwierzyć, że jeszcze raz w życiu byłam w stanie oddać się dobrowolnie jakiemuś przedstawicielowi „silnej płci”, pomyślała, nasłuchując szumu prysznica, pod którym zniknął mężczyzna jej marzeń.

Zwykle to ona była osobą, która po „użyciu” jej przez „małżonka” całymi godzinami próbowała zmyć obrzydzenie z ciała. Teraz jednak rozkoszowała się cierpkim zapachem romansu na swojej skórze, zapachem, który najchętniej zachowałaby już na zawsze.

Odgłos prysznica ucichł.

– Miałabyś ochotę na coś jeszcze? – usłyszała jego zadowolony głos, dobiegający z łazienki po tym, jak chyba wyszedł spod prysznica.

– Straszną ochotę – odpowiedziała, choć nie miała pojęcia, jak wytłumaczy się mężowi z jeszcze późniejszego powrotu.

Przecież było już…

Spojrzała na zegarek na ręce, ale było za mało światła, by mogła coś dojrzeć. Poza wąskim promieniem, wpadającym do sypialni przez szparę w przymkniętych drzwiach łazienki, jedynym źródłem delikatnego światła był lekko wygięty sztylet samurajski z zielono połyskującą rękojeścią z macicy perłowej. Wisiał na ścianie sypialni, oświetlony przez dwa ledowe reflektorki, których przytłumione światło jeszcze bardziej potęgowało atmosferę nocy.

Sięgnęła po telefon komórkowy, a wtedy jej wzrok padł na listwę z przełącznikami, osadzoną bezpośrednio w stoliku nocnym.

– Na przykład na jakiś koktajl?

Nacisnęła pierwszy przycisk i zachichotała, bo jego funkcja była najwyraźniej inna, niż się spodziewała. Pod odrzuconym prześcieradłem ujrzała materac, który teraz rozświetlił się neonowoniebieskim blaskiem, co wyglądało, jakby leżała na dmuchanym materacu unoszącym się na wodzie w basenie.

Usiadła po turecku. Woda wypełniająca materac świeciła teraz tak jasno jak fluoroscencyjne wnętrze pałeczki świetlnej. W dodatku zaczęła jeszcze zmieniać kolory: z lazurowego na fluorescencyjny żółty, na oślepiający biały, na…

– A to co? – spytała.

Po cichu. Kierując pytanie bardziej do siebie, bo w pierwszej chwili była szczerze zdumiona. Pochyliła się do przodu, żeby spojrzeć poprzez romb utworzony przez skrzyżowane podudzia i krok.

O Boże…

Przerażona zakryła ręką usta i zaczęła gapić się na materac, na którym przed kilkoma minutami kochała się z mężczyzną.

Mam chyba halucynacje. Przecież to niemożliwe, żeby…

– A więc odkryłaś to – odezwał się jakiś obcy głos z lewej strony. Jakby nieznajomy, który właśnie pojawił się w drzwiach łazienki, trzymał w rękach pilota, którym można sterować natężenie grozy, łóżko pod nią rozbłysło krwistoczerwoną barwą. Widok, jaki się pod nią roztoczył, był tak przerażający, że najchętniej wydłubałaby sobie oczy.

Tak, odkryła to, choć nie miało to żadnego sensu. Jej rozum nie chciał zaakceptować tego okropieństwa choćby dlatego, że to, co ukazało się jej oczom, przekraczało wszelkie ludzkie pojęcie.

– Gdzie on jest?! Co z nim zrobiłeś?! – wykrzyknęła w kierunku obcego, głośniej niż kiedykolwiek wcześniej, podczas gdy potwór w ludzkiej skórze podszedł do łóżka ze strzykawką w ręku i uśmiechając się wyniośle, powiedział:

– Zapomnij teraz o swoim kochanku. Sądzę, że nadszedł już czas, żebyś poznała mnie.

 

1

Jules Tannberg

Jules siedział przy biurku, myśląc o tym, że szum w jego uchu idealnie harmonizuje z krwią na ścianie.

Nie umiałby jednak wyjaśnić, skąd wzięło się to makabryczne skojarzenie. Być może stąd, że odgłos docierający przez słuchawki, które miał na uszach, przywodził na myśl płyn przepływający przez jakieś przewężenie.

Jak krew, która wypływa z tętnic konającego człowieka.

Krew, którą można wysmarować ściany sypialni, żeby zostawić światu wiadomość.

Jules odwrócił wzrok od telewizora, na którym w zbliżeniu pokazywane były czerwone, groteskowo duże cyfry, namazane na ścianie nad łóżkiem w sypialni ofiary zabójstwa. Podpis Kalendarzowego Mordercy. Pozdrowienie w stylu: „Byłem tu i możesz się tylko cieszyć, że się nie spotkaliśmy”.

Bo inaczej i ty leżałbyś na tym łóżku. Z zaskoczonym wyrazem twarzy i podciętym gardłem.

Obrócił się na krześle o mniej więcej dziewięćdziesiąt stopni w stronę biurka i telewizor zniknął z jego pola widzenia, co pomogło mu skoncentrować się na rozmowie telefonicznej.

– Halo, jest tam kto? – spytał już po raz trzeci, lecz ktokolwiek tam był, po drugiej stronie zakłócanego szumami połączenia, nadal nie odezwał się ani słowem.

Zamiast tego Jules usłyszał za plecami głos mężczyzny, który wydawał mu się znajomy, choć nie spotkał go jeszcze nigdy w życiu.

– Do tej pory znaleziono trzy kobiety zamordowane w swoich mieszkaniach – powiedział znany z widzenia obcy, który w regularnych odstępach troszczył się o to, żeby do ludzi zamkniętych w swoich czterech ścianach docierały najstraszniejsze przestępstwa z całych Niemiec.

Magazyn policyjny „Sprawy nierozwiązane”. Najstarszy program kryminalny w telewizji.

Jules zezłościł się, że nie może znaleźć pilota, żeby wyłączyć telewizor, na którym prawdopodobne wciąż było widać ostatnie miejsce zbrodni Kalendarzowego Mordercy.

Pokazywano właśnie powtórkę audycji z godziny 20.15, uzupełnioną o najnowsze wskazówki nadesłane przez telewidzów od czasu emisji w najlepszym czasie antenowym.

Pracownia w starym budynku w dzielnicy Charlottenburg była pokojem przejściowym pomiędzy jadalnią a salonem i podobnie jak reszta mieszkania miała imponująco wysokie ściany oraz pokryty sztukaterią sufit, na którym pierwsi mieszkańcy sto lat temu z pewnością mieli ciężkie żyrandole. Jules preferował przytłumione światło i dla niego nawet blask ekranu telewizora był zbyt jasny.

Bezprzewodowy zestaw, składający się z dwóch słuchawek połączonych drutem z tyłu głowy i mikrofonu przy ustach, umożliwiał mu swobodne przetrząsanie zawalonego gazetami i dokumentami biurka w poszukiwaniu pilota do telewizora.

Przypomniał sobie, że jeszcze niedawno trzymał go w ręku, a więc teraz pewnie leżał gdzieś tu, zagrzebany pod papierami.

 I na każdym z miejsc zbrodni ten sam przerażający widok. Data śmierci wypisana na ścianie krwią ofiary.

30.11

08.03

01.07

– Modus operandi, któremu Kalendarzowy Morderca zawdzięcza swoje przezwisko.

Pierwsza zbrodnia, od której za parę godzin miał upłynąć równo rok, już w listopadzie ubiegłego roku zagościła we wszystkich mediach.

Jules przerwał poszukiwania pilota, by wyjrzeć na ulicę przez duże, lekko łukowate okno ze szprosami, które opierało się śnieżnej zawiei. Po raz kolejny zdziwił się swoim brakiem pamięci do pogody. Potrafił zapamiętać najbardziej dziwaczne rzeczy, które słyszał tylko raz, jak na przykład legendy, że Hitchcock nie miał pępka albo że keczup w latach trzydziestych XIX wieku był sprzedawany jako lekarstwo. Nie był jednak w stanie przypomnieć sobie, jaka pogoda była zeszłej zimy.

Czy w pierwszym tygodniu adwentu w zeszłym roku padał już śnieg, tak jak teraz w przeważającej części Niemiec? Rekordowe lato z temperaturami sięgającymi prawie czterdziestu stopni przeszło niemal niezauważenie w okres chłodnej chlapy. Nie było wprawdzie bardzo zimno, przynajmniej w porównaniu z Grenlandią albo Moskwą, ale deszcz na zmianę ze śniegiem, miotany na wszystkie strony przez silny wschodni wiatr, sprawiał, że po pracy ludzie zmierzali najkrótszą drogą do domów. Albo do gabinetów laryngologów. A jednak wyjrzenie na zewnątrz miało w sobie coś uspokajającego, i to nie tylko w porównaniu do malunków pozostawionych przez Kalendarzowego Mordercę.

Świat za wysokim oknem wyglądał tak, jakby jakaś ekipa filmowa wystrzeliwała konfetti w światło latarni ulicznych dzielnicy Charlottenburg, żeby z dużym wyprzedzeniem zapewnić mieszkańcom cieszących się wielkim powodzeniem domów z końca XIX wieku, stojących wokół jeziora Lietzensee bożonarodzeniową atmosferę. Niezliczone płatki tańczyły w ciepłym stożku światła jak rój robaczków świętojańskich, by potem ulecieć ponad zamarzniętą powierzchnią jeziora w kierunku wieży telewizyjnej.

– Czy ktoś nie pozwala ze mną rozmawiać? – spytał Jules domniemanego rozmówcę. – Jeśli tak, to proszę zakasłać.

Jules nie był pewien, ale wydawało mu się, że usłyszał ciche sapnięcie – jak u biegacza, który zakrztusił się włas­nym oddechem.

Czy ten ktoś zakasłał?

Podkręcił jeszcze głośność na laptopie, przez który przechodziło połączenie. Mimo to wciąż docierał do niego głos prezentera. Jeśli nie znajdzie pilota, nie pozostanie mu nic innego, jak tylko wyciągnąć kabel telewizora z gniazdka.

 Długo się spieraliśmy, czy powinniśmy jeszcze raz tak wyraźnie pokazać państwu oryginalne ujęcia z miejsca zbrodni. Jednak nagrania te są jak na razie jedynym śladem, jakim dysponują śledczy w sprawie tak zwanego Kalendarzowego Mordercy. Jak państwo widzą…

Kątem oka Jules zauważył, że kamera robi najazd i krwawy napis na ścianie pojawia się w zbliżeniu. Tak dużym, że gruboziarnisty tynk wyglądał teraz jak krajobraz księżycowy, który seryjny morderca wykorzystał jako
płótno.

 …cyfra 1 ma w górnej części zawijas, przez co liczba, którą sprawca pozostawił na ścianie w miejscu pierwszego morderstwa, przy odrobinie wyobraźni przypomina konika morskiego. Stąd też nasze pytanie: Czy rozpoznają państwo ten charakter pisma? Czy już się państwo kiedyś z nim zetknęli? Za wszelkie pomocne wskazówki…

Jules drgnął. Teraz było to wyraźne. Usłyszał coś na linii.

Chrząknięcie. Oddech. Nagle szum się urwał.

Przekazywane przez słuchawki tło dźwiękowe zmieniło się, jakby rozmówca przeszedł z tunelu aerodynamicznego w jakieś osłonięte miejsce.

– Nic nie zrozumiałem, więc zakładam, że coś pani lub panu grozi – powiedział Jules i w tym momencie znalazł na biurku pilota, schowanego pod prospektem kliniki rehabilitacyjnej Berger Hof – zdrowie w zgodzie z naturą.

– Cokolwiek się dzieje, proszę koniecznie pozostać na linii. Nie wolno się pani lub panu rozłączać. Pod żadnym pozorem!

Wyłączył telewizor i ujrzał własne odbicie w czerni płaskiego ekranu, który stał się teraz mrocznym zwierciadłem. Jules potrząsnął głową, niezadowolony ze swojej twarzy, nawet jeśli musiał przyznać, że wyglądał o wiele lepiej, niż się czuł. Bardziej na zdrowego niż chorego.

Było to zresztą od zawsze jego przekleństwem. Nawet cierpiąc na grypę żołądkową czy mając złamane serce, Jules sprawiał wrażenie kwitnącego okazu zdrowia. Jedynie Dajana nauczyła się w trakcie ich związku, jak go prawidłowo „czytać”. Przez długi czas pracowała jako dziennikarka freelancerka i dzięki swojej wyostrzonej empatii potrafiła skłonić osoby, z którymi przeprowadzała wywiady, by zdradzały jej od dawna tajone sekrety. To, czego potrafiła dokonać u obcych, udawało jej się oczywiście też u najbliższych.

Rozpoznawała u Julesa oznaki skrajnego wyczerpania, gdy po dwóch zmianach spędzonych w centrali alarmowej jego brązowe oczy lśniły o ton ciemniej lub jego wydatne wargi były nieco bardziej suche niż zwykle, ponieważ nie udało mu się tak pokierować przez telefon jakąś matką, żeby skutecznie reanimowała swoje dziecko. Wtedy Dajana bez słowa brała go w ramiona i masowała jego zesztywniały kark. Gdy leżeli na sofie i zanurzała twarz w jego gęstych, niesfornych włosach, potrafiła wręcz po zapachu wyczuć u niego ból żołądka, przemęczenie i jego często nawracającą głęboką melancholię. Być może analizowała go nawet, gdy spał, jego nerwowe drgawki, jego pomruki, Przytrzymywała go delikatnie za ramię i uspokajała, gdy krzyczał przez sen. Być może. Nie zdążył jej o to zapytać i nigdy już nie będzie miał okazji tego zrobić.

Teraz!

Tym razem był pewien. Rozmówca jęknął. Nie można było jeszcze rozpoznać, czy to mężczyzna, czy kobieta, ale nie ulegało wątpliwości, że ta osoba cierpiała z bólu, który starała się przetrzymać.

– Kto… kto mówi?

Wreszcie. Pierwsze pełne zdanie. I nie brzmiało tak, jakby ktoś przykładał rozmówczyni broń do głowy, chociaż nigdy nie wiadomo.

– Nazywam się Jules Tannberg – odpowiedział. Skoncentrował się i chwilę potem rozpoczął jedną z najbardziej intensywnych i brzemiennych w skutki rozmów w swoim życiu. – Połączyła się pani z Nocnym Powrotem. Jak mogę pani pomóc?

Odpowiedź o mało co nie rozerwała mu bębenków w uszach.

To był jeden, przeraźliwie rozpaczliwy krzyk.

Inne książki autora

Auris / Częstotliwość śmierci (pakiet)

Auris / Częstotliwość śmierci (pakiet) FITZEK SEBASTIAN KLIESCH VINCENT

Playlista

Playlista FITZEK SEBASTIAN

Prezent

Prezent FITZEK SEBASTIAN

Łamacz Dusz

Łamacz Dusz FITZEK SEBASTIAN

Auris

Auris FITZEK SEBASTIAN KLIESCH VINCENT

Częstotliwość śmierci

Częstotliwość śmierci FITZEK SEBASTIAN KLIESCH VINCENT

W amoku

W amoku FITZEK SEBASTIAN

Pacjent

Pacjent FITZEK SEBASTIAN