
Holly Wright ma za sobą kilka złych lat. Teraz jest pewna, że uporała się z przeszłością. Zbudowała wokół siebie mur i perfekcyjnie opanowała sztukę trzymania ludzi na dystans – nawet swojego chłopaka, Ruperta.
Nagle dostaje list. I jej poskładane z takim trudem życie staje na głowie: nieznana ciotka zapisała jej w spadku dom na greckiej wyspie!
Zdumiona i zaintrygowana Holly zostawia Londyn, pracę, Ruperta i jedzie do Grecji. Nie spodziewa się, że pozna tu sekret, który rozdzielił jej rodzinę. I wśród piękna przyrody i serdecznych, otwartych ludzi spotka przystojnego Aidana, który stanie się nie tylko jej przewodnikiem po wyspie. A mapa narysowana przed laty przez dwie dziewczynki poprowadzi ją nie tylko do odkrycia tajemnicy z przeszłości…
ISABELLE BROOM ukończyła sztukę mediów na uniwersytecie w Londynie i pracowała w redakcjach londyńskich gazet i magazynów. W 2016 roku zadebiutowała powieścią Moje greckie lato, która od razu trafiła na brytyjskie listy bestsellerów.
To nie tylko niesamowity, gorący romans w słonecznej, cudownej Grecji, ale też opowieść o poszukiwaniu samej siebie i odkrywaniu własnej historii.
Wir emocji sprawia, że o tej powieści nie da się tak łatwo zapomnieć...Dominika „Iwi” Smoleń, https://naszksiazkowir.blogspot.com
To magiczna powieść o rodzinnych sekretach, ludzkich słabościach, walce z własnymi demonami i poplątanej nici przeznaczenia. Rozgrzewa serce niczym promienie greckiego słońca.
Krystyna Meszka, http://cyrysia.blogspot.com
Otulająca i bardzo optymistyczna opowieść, która sprawia, że nie można się od niej oderwać. To kawał świetnej babskiej literatury – polecam z czystym sercem!
Anna Ciesielska, http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com
Patronaty medialne:
Zaintrygowana ciekawym opisem fabuły oraz urzekającą, iście wakacyjną okładką, postanowiłam zasmakować przyjemnego wypoczynku z książką ,,Moje greckie lato''. Niewątpliwie to była trafiona decyzja, ponieważ nie tylko doświadczyłam świetnego relaksu i niezapomnianych wrażeń, ale przede wszystkim zostałam maksymalnie naładowana pozytywną energią, dzięki której mam ochotę góry przenosić. Jednym słowem: wow!
Sama historia nie wydaje się jakoś szczególnie oryginalna, ale im dalej się w nią zagłębiamy, tym bardziej zaskakuje nas swoim bogactwem oraz swoją złożonością. Poznajemy dwudziestodziewięcioletnią Holly Wright, zwyczajną dziewczynę, która na co dzień pracuje w centrali wielkiego internetowego sklepu odzieżowego Flash, a w wolnych chwilach spotyka się ze swoim chłopakiem Rupertem. Pewnego dnia jej spokój zostaje zakłócony przez niespodziewany list, z którego jasno wynika, że jest spadkobierczynią domu w Grecji. Zaskoczona i zdezorientowana Holly opuszcza Londyn, żeby uporządkować wszelkie sprawy majątkowe. Jednak wkrótce okazuje się, że wizyta w obcym kraju budzi w niej jakieś dziwne wspomnienia, a czarujący sąsiad wywołuje szybsze bicie serca. Jak dalej potoczą się losy młodej spadkobierczyni? Wróci do dawnego życia, czy może rozpocznie nowy rozdział, z dala od tego, co było?
To iście magiczna powieść o rodzinnych sekretach, ludzkich słabościach, walce z własnymi demonami i poplątanej nici przeznaczenia. Porusza najdelikatniejsze i najczulsze struny duszy, rozgrzewa serce niczym promienie greckiego słońca, a przede wszystkim mądrze uświadamia, że nie warto oglądać się wciąż za siebie, zadręczać się przeszłości. Trzeba pogodzić się z tym, co było i iść do przodu, ku swoim celom, planom, marzeniom. Tylko dzięki temu osiągniemy upragnioną wolność i klucz do szczęścia. Jestem zachwycona, wręcz oczarowana tą książką!
Wbrew pozorom nie jest to żadne tanie romansidło, lecz przejmująca, życiowa historia, z której każdy może wynieść jakąś naukę i wyłuskać coś dla siebie. Na pewno duża w tym zasługa bohaterów – interesujących i pełnokrwistych. Nikt nie jest przerysowany ani zafałszowany. Jak każdy z nas mają swoje wady, zalety, popełniają błędy i ulegają nieprzemyślanym impulsom. Toteż łatwiej nam się z nimi utożsamić i przeżywać ich perypetie, jak swoje własne. Prym wiedzie oczywiście Holly. Na pierwszy rzut oka, pogodna, pewna siebie i energiczna dziewczyna. Jednak pod tą maską beztroski kryje się wrażliwa, udręczona osoba, która od wielu lat zmaga się z ogromnym poczuciem winy i nienawiścią do własnej matki. Co jest przyczyną tych emocji? Tego musicie dowiedzieć się sami. Na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe, zwłaszcza Rupert – chłopak Holly oraz Aidan – sąsiad jej zmarłej cioci. Obaj panowie bez wątpienia urozmaicają całą akcję i dodają jej sporo ożywczego kolorytu.
Uwielbiam wszelkie wątki miłosne, dlatego bardzo cieszę się, że autorka nie stroni od sercowych zawirowań. Na szczęście wszystko zostało należycie wyważone, bez zbędnego, ckliwego patosu, a relacje między poszczególnymi osobami wypadają jak najbardziej naturalnie. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem jeśli napiszę, że między Holly a Aidanem iskrzy od pierwszego wejrzenia. Mimo to oboje starają się powściągać swoje uczucia, tym bardziej, że Wright jest już związana z Rupertem. Jak zakończy się ta znajomość? Zadziwiająco mocno przypadła mi do gustu ich relacja oparta na wzajemnym przyciąganiu i subtelnej przyjaźni. Widać tutaj duży realizm. Wszystko toczy się swoim naturalnym rytmem, bez wydumanych problemów, spektakularnych dramatów i naciąganych epizodów. W ten sposób autorka chce nam pokazać, że miłość nie zawsze jest bajką. Czasami potrafi być ciężka, skomplikowana, a nawet bolesna.
Sporo miejsca poświęcono także odkrywaniu rodzinnych tajemnic. Holly do niedawna nie miała w ogóle pojęcia o istnieniu swojej cioci, siostry swojej mamy, w dodatku bliźniaczki. Dopiero na Wyspie Zakintos odkrywa nieznane dotąd fakty i szokujące niespodzianki. Ten wątek budzi ogromne emocje. Ze wzruszeniem obserwowałam, jak Wright podąża za wskazówkami na mapie narysowanej przez jej mamę i ciocię, aby znaleźć odpowiedź na pytania dotyczące jej rodziny. Czy odkryje prawdę?
Bezsprzecznie największą zaletą lektury jest malowniczy styl pisania autorki. Każdy szczegół, każde zdanie jest tak dopieszczone, że z łatwością można wyobrazić sobie barwną scenerię greckich wysp, z błękitem otaczającego morza i z nadmorskimi tawernami serwującymi pyszną kawę frappe oraz apetyczne sałatki. Również bez trudu można poczuć serdeczną gościnność sympatycznych Greków, którzy zarażają innych ludzi swoim optymizmem oraz umiejętnością cieszenia się chwilą. Wielu z nas mogłoby brać z nich przykład i uczyć się, jak otwierać się na ludzi, zachować dystans do upływającego czasu oraz jak odróżniać rzeczy ważne od mniej istotnych. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo udany debiut. Ciekawie napisany, wciągający i błyskotliwy. Czego chcieć więcej? Nic tylko czytać.
Ciepła, romantyczna, urocza opowieść o niespodziankach losu, kiełkującej przyjaźni i miłości oraz szukaniu swojego miejsca na ziemi. To również niezwykła historia rodzinna, która odżywa po latach, budząc uśpione demony. Daj się ponieść wyobraźni i odczuj wszystkimi zmysłami to, co może zaoferować Ci grecka wyspa Zakintos. Ja zaryzykowałam i nie żałuję!
List przyszedł w środę.
Był maj i Londyn z trudem otrząsał się ze śladów wyjątkowo wilgotnego kwietnia. Niebo było zasnute szarymi chmurami jak owcze runo i turyści musieli kupować foliowe peleryny po zawyżonej cenie w sklepach z pamiątkami, którymi oblepione były nabrzeża Tamizy. Wszystko wskazywało na to, że dzień będzie nijaki, że przemknie niezauważony, jak pusta kartka wśród innych zapisanych stron.
List jednak sprawił, że ten dzień miał tryumfalnie otwierać listę dni najważniejszych.
Holly czekała, aż jej wzrok powoli oswoi się z ciemnością. Wiedziała, że jest późno, bo odgłosy ruchu ulicznego przycichły, tylko od czasu do czasu przejeżdżający autobus albo ciężarówka wprawiały w drgania wieszaki w jej szafie. Niektórzy nazywali to godziną duchów – porę między trzecią a piątą nad ranem, kiedy czysta, bezwzględna ciemność pochłania miasta, miasteczka i wioski, wdzierając się w szpary i pod drzwi.
Ale to był Londyn, tutaj nigdy nie było zupełnie ciemno. Holly leżała w ciszy na poduszce i widziała, jak stłumione światło latarni wyciąga swoje blade palce przez szparę w zasłonach i sięga do niej przez kołdrę. Rupert poruszył się obok niej, światło się załamało i rozproszyło. Odwrócił głowę w jej stronę, widziała zarys jego pełnych warg i ciemny wzór włosów poprzyklejanych bezładnie do czoła.
W jej mieszkaniu zjawił się sporo po północy, oparł się o dzwonek i wyśpiewywał bzdury przez domofon. Znów wybrał się na drinka z kumplami z biura, ale Holly nie miała mu tego za złe. Właściwie cieszyła się, że zajął jej myśli, gdy zataczając się po drodze na górę, złożył niezdarny wilgotny pocałunek w pobliżu jej warg. Odkąd wróciła z pracy, wiedziała, że dziś nie będzie mogła zasnąć.
Na bezsenność cierpiała, odkąd skończyła kilkanaście lat, i zaczęła ją traktować jak jakąś istotę - podobną do trolla postać, która zgarbiona siedzi jej po turecku na piersi, zanurza lodowate palce w jej wnętrzu i ściska za serce. Bezsenność brała się z niepokoju, a niepokój karmił się bezsennością, tworząc błędne koło męczarni. Ciężko było ją pokonać za pierwszym razem, a teraz wróciła i rozgościła się na dobre. Sfrustrowana Holly czuła, że sztywnieje. Kołdra nagle wydawała się ciężka i przygniatała jej ciało.
Rupert zaczął się lekko ślinić - bańka śliny nadymała się i spłaszczała w kąciku jego otwartych ust. Holly wyczuła w jego oddechu charakterystyczny metaliczny zapach częściowo strawionego alkoholu i odwróciła twarz w stronę miejsca na podłodze, gdzie leżała jej torba; torba, w której był list.
Metaforyczny ciężar tego listu i jego treści był tak wielki, że Holly właściwie nie zdziwiłaby się, gdyby deski podłogowe pod dywanem się zarwały i na środku Hackney powstał lej, który wciągnąłby ją i Ruperta do kanalizacji. Widziała wystający róg koperty, ciemnoszary w ciemnej sypialni, i pomyślała, jak niewinnie wyglądała, kiedy na nią natrafiła, wciśnięta między rachunek za gaz i reklamę taniej pizzy. To była koperta z przezroczystym foliowym okienkiem z przodu, taka, jakich używają banki i szpitale, a jej nazwisko i adres zostały wydrukowane na kartce w środku. Zagraniczny znaczek pocztowy zauważyła dopiero, gdy ją otworzyła.
Kiedy przeczytała oba listy i obejrzała zdjęcie, przez długi czas siedziała i wpatrywała się w dziurę, która pojawiła się na narzucie okrywającej starą sofę. Wydziergała ją parę lat temu, ale od dawna nie miała w rękach drutów ani właściwie żadnych przyborów do szycia. W tej chwili dopadła ją jednak nagła potrzeba, żeby wszystkie odnaleźć. Rzuciła zawartość koperty na stolik kawowy i przekopała kartony pod łóżkiem, aż znalazła przybory, których potrzebowała do zacerowania dziury.
- Skup się na tym - powiedziała do siebie. - Listem zajmiesz się później.
Podziałało, na jakiś czas. Była bardzo pomysłowa, jeżeli chodzi o znajdowanie odskoczni od myśli. Cały wieczór zdołała zapełnić dziwnymi czynnościami, a pomysły wyczerpały jej się dopiero, gdy Rupert stanął w drzwiach. Z wizją kolejnych kilku godzin błogiego odkładania sprawy przywitała go o wiele bardziej wylewnie niż zwykle, a zachwycony Rupert z radością poddał się - co prawda dość niezdarnie - jej zalotom. Niestety, pijany i zmarnowany zawsze szybko zasypiał, więc teraz leżała w łóżku i nie mogła zasnąć, a skóra dosłownie świerzbiła ją z niepokoju.
Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i spróbowała skupić myśli na czymś innym - czymkolwiek - ale w jednej chwili przed oczami stanął jej list.
Kochana Holly,
pewnie mnie nie pamiętasz, ale myślę o Tobie codziennie. Byłam przy Tobie, kiedy się urodziłaś...
- Nie - powiedziała na głos i słysząc dźwięk, podskoczyła w cichym pokoju.
Rupert wymamrotał coś niezrozumiale, a bańka śliny pękła, kiedy ułożył się inaczej na poduszce. Holly wstrzymała oddech, bo nie chciała go obudzić. Dopytywałby, dlaczego nie śpi, dlaczego policzki ma mokre od łez, a nie była gotowa, żeby mu powiedzieć.
Czekała, aż jego oddech odzyska miarowy rytm, a potem wysunęła rękę spod kołdry i wzięła telefon komórkowy z nocnego stolika. Była za piętnaście piąta. Poczeka do wpół do szóstej, a potem wstanie i pójdzie pobiegać. Tak, przebieżka odpędzi trolla bezsenności i pozwoli jej się skupić na czymś innym. Ta myśl podniosła ją na duchu na tyle, że się rozluźniła, powieki jej opadły i w końcu, jakimś cudem, sen się zakradł i ją porwał.
Sen zawsze zaczynał się tak samo: od strachu.
Wiedziała, że musi otworzyć drzwi i przekroczyć próg, ale wiedziała też, że jeżeli to zrobi, jej życie, takie, jakie zna, się skończy. Nigdy nie będzie w stanie zapomnieć sceny, która czekała za drzwiami, jednak nigdy nie mogła powstrzymać siebie we śnie, żeby nie pójść dalej. Kiedy jej dłoń znalazła się na klamce, strach zaczął rosnąć w jej gardle jak sterta petów w popielniczce, scena wirowała i migotała. Nagle miała przed sobą ocean i odległą postać na horyzoncie...
Kilka godzin później stała przy oknie w małym salonie i patrzyła przed siebie, na złowieszczą czarną chmurę przedzierającą się w stronę centrum miasta. Majowe słońce toczyło przegraną bitwę z uparcie ponurą wiosną i wszystko wyglądało jak zabarwione na szaro. Wilgotne palce Holly zaczęły rozdzierać kopertę, którą ściskała w dłoniach. Słyszała, jak gdzieś w oddali, w głębi mieszkania, Rupert pod prysznicem wyśpiewuje głośno piosenkę Springsteena. Zwykle wywoływało to uśmiech na jej twarzy, ale nie dziś.
Skoro czytasz ten list, to muszę Ci z przykrością powiedzieć, że nie żyję...
Pokręciła głową. Przeczytała list dopiero raz, ale te słowa najwyraźniej zapuściły korzenie głęboko w jej świadomości. Zamknęła oczy, lecz były tam nadal, oślepiały jak wypisane w czarną listopadową noc przez dziecko, które dorwało się do zimnych ogni.
Woda w łazience przestała lecieć i Holly usłyszała, jak Rupert smarka. Jak na zawołanie po drugiej stronie okna niebo się otworzyło i deszcz zadudnił w szybę. Przycisnęła do niej nos i patrzyła w milczeniu, a jej oddech zostawiał półksiężyc pary.
- Skarbie? - Rupert stał w korytarzu przy sypialni. - Lepiej się zbieraj, dochodzi ósma.
Dlaczego wysłała jej ten list teraz, stanowczo za późno?
- Idę, misiu - odezwała się melodyjnie, starając się, żeby jej głos brzmiał normalnie. Wsunęła kopertę do torebki, żeby usunąć ją z zasięgu wzroku, podreptała do sypialni i posłała swojemu chłopakowi najbardziej przekonujący uśmiech, na jaki mogła się zdobyć.
- Znowu pada. - Ściągnęła szlafrok i sięgnęła po ołówkową spódnicę.
- Powinniśmy się stąd wyrwać gdzieś na słońce. – Rupert przystanął i objął ją czule w talii. – Chłopaki gadali wczoraj o Ibizie, tam są na pewno niesamowite kluby.
- Uhm – wymruczała, wkładając bluzkę. Najgorszy pomysł, na jaki mogłaby wpaść, to tydzień imprezowania na Balearach – miała dwadzieścia dziewięć lat, nie dziewiętnaście.
- Seksownie wyglądasz w tej spódnicy – skomplementował ją.
Przyglądał się jej w lustrze, nakładając wosk na swoje bujne włosy. Holly uwielbiała, jak na niego działa. Choć minął rok, wystarczyło, że rzuciła mu zalotne spojrzenie, a już zdzierał z niej ubranie. Ich oczy spotkały się w lustrze, a ona uśmiechnęła się do niego. Kiedy patrzył na nią tak jak w tej chwili, przymykając powieki, z rozchylonymi wargami, nadal była przejęta. Podniecało ją to, że ma nad nim taką władzę, ale myśl, że miałaby się zapomnieć i poczuć to, co najwyraźniej czuje on… Cóż, to ją przerażało.