Motyl i burza

Motyl i burza

Tytuł oryginału: De vlinder en de storm
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Ilość stron: 416
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2017-06-22
EAN: 9788324163250
Kryminał, thriller, sensacja

Holenderska odpowiedź na Millennium Stiega Larssona

Tom 1 trylogii Heartland

"To nie tylko brawurowy thriller z polityczną międzynarodową intrygą i bohaterką jak Lisbeth Salander: niebezpieczną, wrażliwą i nieodgadnioną, ale i intrygująca opowieść o utraconej miłości i zaprzepaszczonych ideałach." "De Limburger"

 

Na ciele ma blizny. Potrafi zabić jednym ciosem. Lecz wciąż pamięta smak niewinności. Niewinności, która umarła jak prawie wszystkie jej wspomnienia. Dziennikarka i mistrzyni sztuk walki Farah Hafiz zamknęła się w pancerzu, odgrodziła od przeszłości. Ale wszystko zmienia jedno słowo, które słyszy w amsterdamskim szpitalu. Powtarza je ranny chłopiec. Tylko Farah je rozumie. I domyśla się, że małego Afgańczyka spotkało coś o wiele bardziej przerażającego niż potrącenie przez samochód...

Dziewczyna rozpoczyna śledztwo. Pomaga jej Paul Chapelle, korespondent w Johannesburgu. Jako dzieci bawili się w ogrodzie motyli w Kabulu... Teraz dochodzenie wciągnie ich w szaleństwo zbrodni: od Amsterdamu po Afganistan, RPA, Indonezję i Rosję. Wszędzie czyha na nich śmierć i piętno ich własnej przeszłości...

„Niesłychanie bogata powieść, w której wątki polityczne i społeczne genialnie łączą się z osobistymi wątkami głównych bohaterów, nigdzie nie popadając w schematyzm”.
z uzasadnienia jury holenderskiej nagrody Schaduwprijs dla najlepszego debiutu w kategorii thriller

 

WALTER LUCIUS (pseudonim literacki Waltera Goverde – holenderskiego scenarzysty, reżysera teatralnego i producenta telewizyjnego) światowy rozgłos zdobył powieścią wyróżnioną prestiżową holenderską nagrodą Schaduwprijs  –  Motyl  i  burza, rozpoczynającą trylogię Heartland.

W 2016 zagraniczni wydawcy przypuścili szturm na autora. We Francji książka zdobyła nominację do nagrody Prix du Polar, w Belgii do Diamanten Kogel.  Producenci  filmowi  są  zainteresowani  ekranizacją.

 

Patronaty medialne:

KP    zs        markiecyrysia

Motyl i burza Waltera Luciusa – recenzja

Zostałam poproszona o recenzję powieści Motyl i burza Waltera Luciusa parę dni temu. No nie ma cudu, pomyślałam, nie dam rady, nie przeczytam tak szybko ponad 400 stron, mam własną książkę, z którą walczę na ostatniej prostej i milion innych obowiązków. Tylko zerknę, pomyślałam, a potem napiszę do wydawnictwa i przeproszę, bo naprawdę nie zdążę. No i zerknęłam. Kilka godzin później trochę otępiała od lektury zrobiłam domownikom kolację i siadłam do dalszego czytania. Inne obowiązki mogą poczekać, pomyślałam. I to było już ostatnie, co pomyślałam, zanim akcja połknęła mnie na dobre. Więc jeśli macie mnóstwo pracy w ciągu kilku najbliższych dni, to raczej nie sięgajcie po Motyla i burzę. Ale jeśli macie wolny weekend…

Mroczne sekrety i stare grzechy

Amsterdam. Karetka pędzi do wypadku, została wezwana do dziewczynki prawdopodobnie potrąconej przez samochód, umierającej na pustej drodze. Na miejscu okazuje się, że to nie dziewczynka, tylko chłopiec, wystrojony w dziewczęce szaty, w stanie krytycznym. Lekarka, która wiezie go do szpitala, sama próbuje zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z przeszłości. Wydaje jej się, że jeśli ocali chłopcu życie, uzyska częściowe przynajmniej odkupienie za stare grzechy. A w szpitalu, przypadkowo, przebywa akurat dziennikarka afgańskiego pochodzenia, Farah Hafez, prywatnie adeptka sztuk walki, która kilka godzin wcześniej na stadionie poważnie znokautowała przeciwniczkę i przyjechała zobaczyć, w jakim kobieta jest stanie. Okazuje się, że jako jedyna może porozumieć się z chłopcem, który również jest Afgańczykiem. Dziennikarka podejrzewa, że to ofiara handlu dziećmi i rytuału, według którego młodzi chłopcy przebrani za dziewczynki zaspokajają seksualnie mężczyzn.

Mocne, prawda? A to dopiero pierwszych dwadzieścia stron „Motyla i burzy”. Więc już się chyba nie dziwicie, że zaniedbałam wszystko inne, żeby dowiedzieć się, co jest dalej.

Wielowątkowość i tło społeczne

„Motyl i burza” w nieczęsto spotykany sposób łączy bardzo wartką akcję i zaskakującą intrygę kryminalną z kilkoma poważnymi wątkami społecznymi i politycznymi. Lucius poradził sobie z tym niezwykle zręcznie: ani akcja nie traci na wartkości, ani poważne wątki na powadze. Znajdziecie tam wielką zakulisową politykę, problem imigrantów (choć raczej tych „starych” i od dawna już, lepiej lub gorzej, zasymilowanych), korupcję w policji, etykę i jej brak w mediach. Zwłaszcza ten ostatni wątek zasługuje na uwagę, Lucius w mistrzowski sposób pokazał mechanizm działania tabloidów. Ani słowa więcej, przeczytajcie sami.

Przeczytajcie! Właściwie cała recenzja mogłaby się zawrzeć w tym jednym słowie. I pewnie by tak było, ale już skończyłam „Motyla i burzę” i mogę wrócić do codziennych obowiązków. Chociaż zapewne tylko do czasu następnej tak dobrej książki…

Stieg Larsson i holenderski scenarzysta

I na zakończenie jedno. Wydawca reklamuje książkę, jako holenderską odpowiedź na Millennium Stiega Larssona. Powieść Luciusa jest do sagi Larssona i podobna, i znacząco różna. Podobna, bo ma równie wartką i wciągającą akcję oraz niezwykle wyrazistą bohaterkę. Różna, bo jednak od „Millennium” upłynęło już kilka lat i – co jest jak najbardziej zrozumiałe – problemy trochę się zmieniły. Lucius jest bardzo aktualny i chwała mu za to. Zatem gdy pisze o korupcji i mediach, robi to już z nowej perspektywy, co czyni jego powieść oryginalną i świeżą. Miłośnicy Larssona powinni jak najbardziej zwrócić uwagę na Waltera Luciusa.

No właśnie – Walter Lucius: kim on naprawdę jest? To, jak informuje nas wydawca, pseudonim Waltera Goverde, holenderskiego scenarzysty, reżysera teatralnego i producenta telewizyjnego. „Motyl i burza” wyróżniony holenderską nagrodą literacką otwiera trylogię Heartland. Są też szanse na ekranizację. I to są dwie najlepsze wiadomości, które zostawiłam na koniec!

 

zs

 

 


  Na ciele ma blizny. Potrafi zabić jednym ciosem. Lecz wciąż pamięta smak niewinności. Niewinności, która umarła dawno temu, jak prawie wszystkie jej wspomnienia. Pozostały blizny, jedyne namacalne przypomnienie o tym, co straciła...
 
  Dziennikarka i mistrzyni sztuk walki Farah Hafiz odgrodziła się pancerzem od przeszłości. Ale wszystko zmienia jedno słowo, które słyszy w amsterdamskim szpitalu. Powtarza je ranny chłopiec. Tylko Farah je rozumie. I domyśla się, że małego Afgańczyka spotkało coś o wiele bardziej przerażającego niż potrącenie przez samochód… Rozpoczyna śledztwo. Pomaga jej Paul Chapelle, korespondent w Johannesburgu. Kiedyś bawili się jako dzieci w ogrodzie motyli w Kabulu… Teraz dochodzenie wciągnie ich w szaleństwo zbrodni: od Amsterdamu po Afganistan, RPA, Indonezję i Rosję. Wszędzie czyha na nich śmierć i piętno ich własnej przeszłości. Po tej niebezpiecznej podróży ich życie już nigdy nie będzie takie samo…
 
  WALTER LUCIUS (pseudonim literacki Waltera Goverde – holenderskiego scenarzysty, reżysera teatralnego i producenta telewizyjnego) światowy rozgłos zdobył powieścią wyróżnioną prestiżową holenderską nagrodą Schaduwprijs – ''Motyl i burza'', rozpoczynającą trylogię Heartland. W 2016 zagraniczni wydawcy przypuścili szturm na autora. We Francji książka zdobyła nominację do nagrody Prix du Polar, w Belgii do Diamanten Kogel. Producenci filmowi są zainteresowani ekranizacją.
 
  Od czasu do czasu lubię sięgać po literaturę z dreszczykiem, dlatego też zaintrygowana ciekawym opisem i mroczną okładką postanowiłam przekonać się, co kryje się pod tytułem ,,Motyl i burza'' - pierwszym tomem Trylogii Heartlandzkiej. Według wydawcy jest to holenderska odpowiedź na Millennium Stiega Larssona. Niestety nie mam porównania, lecz jedno wiem na pewno. To jedna z tych książek, obok których nie przechodzi się obojętnie. Wprawia w zdumienie, wstrząsa i daje dużo do myślenia.
 
  Kipiąca od złowrogiej atmosfery fabuła przeraża swoim fatalizmem. Niczym w klasycznej tragedii jeden incydent uruchamia ciąg niekontrolowanych zdarzeń i otwiera lawinę faktów, domysłów i oskarżeń. Na środku drogi przy Lasku Amsterdamskim zostaje znaleziony mały chłopiec potrącony przez samochód. Grozy sytuacji nadaje fakt, że był ubrany w dziewczęce szaty, umalowany jak kobieta i obwieszony biżuterią. Dlaczego dziecko znalazło się zupełnie samo na takim odludziu? Skąd ten dziwny strój? Już wkrótce wiele osób przekona się, że dochodzenie do prawdy nie zawsze popłaca.
 
  To kawał dobrego thrillera polityczno-detektywistycznego z nieoczywistymi rozwiązaniami. Zewsząd aż roi się od skomplikowanych zagadek, dyplomatycznych manipulacji i perfidnych intryg. Wszystko to umiejętnie splata się z losami głównych bohaterów, bez popadania w sentymentalny banał i schematyzm. Całość przypomina misternie utkaną pajęczynę, w którą próbuje się złapać czytelnika. A im bardziej złożone tajemnice, tym większa satysfakcja z ich odkrywania.
 
  W powieści duży nacisk położono na handel dziećmi i skutki, jakie wiążą się z tym zjawiskiem. Oficjalnie na całym świecie niewolnictwo zostało zniesione dawno temu, a mimo to w XXI wieku nadal nielegalnie rozkwita szokując swoim okrucieństwem. Proces ten szczególnie nasila się, gdy tylko jakąś biedniejszą część świata nawiedza huragan, trzęsienie ziemi albo wojna domowa. Wtedy zrozpaczeni rodzice opłacają przemytników, którzy obiecują dobrą przyszłość dla ich pociech. Tymczasem prawdziwe realia nijak ma się do tych założeń i małoletnie osoby zazwyczaj wykorzystywane są do innych celów, najczęściej związanych ze światem przestępczym: prostytucja i handel narkotykami. Nie inaczej jest tym razem. Okazuje się, że niedoszła ofiara wypadku o nieustalonej tożsamości brała udział w specjalnym rytuale, gdzie pod przykrywką zwyczajnej rozrywki kryje się... chora dewiacja. Co to za proceder? Sprawdźcie sami.
 
 Przez karty książki przewija się cała plejada różnorodnych postaci, nakreślonych skrótowo, acz wyraźnie, z rzetelnym portretem psychologicznym. Najwięcej uwagi poświęcono Farah Hafiz – holenderskiej dziennikarce, mistrzyni pencak silat, czyli szlachetnej sztuki walki wywodzącej się z obszaru obecnej Indonezji. To wrażliwa, nieodgadniona dusza, jednocześnie bystra, nieobliczana i z temperamentem. Acz jak każdy z nas popełnia błędy i ulega słabościom, co czyni ją bardziej ludzką. Równie interesującą postacią jest inspektor Marouan Diba – niegdyś policyjna ikona, teraz zaś jawi się jako zaplątany w sieć depresyjnego zgorzknienia mężczyzna, z zachwianym systemem moralnym. Nie można powiedzieć tego samego o jego młodszym koledze Joshua Calvino. Przystojny i lojalny, a przede wszystkim świetny śledczy, potrafiący błyskotliwie łączyć różne fakty. Wspomnę jeszcze o Paulu Chapelle, sławnym korespondencie ze skłonnością do autodestrukcji. Z uporczywą podejrzliwością podchodzi do wszelkich instytucji rządowych i międzynarodowych koncernów, toteż często naraża się nieodpowiednim ludziom. Jednak nie to budzi największe emocje, lecz jego enigmatyczna znajomość z Farah.
 
,,Zafascynowany wpatrywał się w zdjęcia Farah. Dziewczynka z ogrodu motyli w Kabulu została dziennikarką w Holandii. I choć całe życie robił wszystko, by powiększyć swój świat, jedno zrządzenie losu sprawiło, że znowu stał się on tak mały, że po prawie trzydziestu latach znowu stanął naprzeciw niej.''
 
  Styl autora jest lekki i prosty w odbiorze. Wielotorowa narracja i szeroka zmieniająca się perspektywa, daje nam szerszy ogląd rzeczywistości i możliwość dogłębnego śledzenia danego wątku. Dodatkową zaletą są plastyczne opisy, które urozmaicają akcję, jak również pozwalają popuścić wodze fantazji i lepiej wczuć się w klimat książki. Plusem jest także otwarte zakończenie - zapewnia niezły skok adrenaliny. Czekam z niecierpliwością na kontynuację. Generalnie jestem zadowolona z lektury. Wciąga, absorbuje i pobudza szare komórki. Niemniej muszę szczerze napisać, że znalazłam kilka błędów i usterek stylistycznych, aczkolwiek otrzymałam tekst przed korektą, dlatego mam nadzieję, że w gotowej publikacji nie będzie żadnych uchybień. Mimo wszystko wolę z góry uprzedzić.
 

  ''Motyl i burza'' to bogata i barwna opowieść, która z pewnością przypadnie do gustu zarówno koneserom, jak i początkującym fanom gatunku. Handel dziećmi, seksualne wykorzystywanie nieletnich chłopców, międzynarodowa przestępczość, utracona miłość, walka z wewnętrznymi demonami i zaprzepaszczone ideały – to tylko przedsmak czekających na Was atrakcji. Jesteście gotowi iść na żywioł? Jeśli tak, to zapraszam.

cyrysia

 


Czekałam na tę książkę bardzo niecierpliwie, tym bardziej, że mój blog jest jej patronem medialnym i w końcu miałam okazję ją przeczytać. Jest świetna i mówię to zupełnie szczerze, jednak określanie jej następcą Millenium ją krzywdzi. Ta książka obroni się sama, bo jest doskonale skonstruowanym thrillerem, który czyta się z zapartym tchem i zapada w pamięć czytelnika.
 
Motyl i burza to książka otwierająca Trylogię Hartlandzką. Główną bohaterką powieści jest kobieta o nie do końca znanej przeszłości, pełna tajemnic i pełna ukrytych talentów, Farah Hafez. Jest dziennikarką, ale również jest mistrzynią sztuki walki. To piękna, wysportowana kobieta, w której wnętrzu odbija się jej przeszłość. Farah po raz kolejny staje do walki na ringu i wygrywa, nokautuje przeciwniczkę aż ta trafia do szpitala. A co robi nasza bohaterka? Jedzie do szpitala, aby sprawdzić jak przeciwniczka się czuje. Tam trafia na chłopca w przebraniu dziewczynki, który został potrącony na drodze i przywieziony do szpitala. Farah jest Afganką, więc służy za tłumacza i od pierwszej chwili wyczuwa nić porozumienia łączącą ją z chłopcem. Tym samym zostaje wciągnięta w ciąg zdarzeń mających na celu wyjaśnienie nocnych zdarzeń w Lasku Amsterdamskim przez policję. Farah, z dziennikarską pasją podchodzi do sprawy i zaczyna prowadzić swoje własne śledztwo, wyprzedzając policję o krok, ale równocześnie współpracując z detektywami. Sprawę prowadzi bardzo specyficzna para detektywów, Włoch i Marokańczyk, a każdemu z nich przyświeca inny cel w dążeniu do rozwiązania sprawy.
Jaki będzie jej finał? Musicie przekonać się sami! Nie zabraknie tutaj mocnych scen, pościgów, czy kwestii związanych z handlem ludźmi. 
 
Motyl i burza to powieść, która sprawia, że ciarki chodzą po plecach podczas jej lektury. To wielowątkowa opowieść, gdzie z jednej strony poznajemy kwestie związane z handlem nieletnimi chłopcami i wykorzystywanie ich w damskiej roli w zabawach seksualnych, a z drugiej strony zagłębiamy się w przeszłość Farah, która bezpośrednio kładzie się cieniem na jej obecnym życiu. Życie osób, które posiadają mieszane narodowości nie należy do łatwych. Zawsze w społeczeństwach, w których żyją uważani są za coś "innego", gorszego. Nigdzie nie czują się do końca u siebie. 
Autor w swej powieści stworzył całą plejadę bardzo oryginalnych i mocno zarysowanych postaci, które stanowią mocne atuty powieści. Poznajemy tutaj obi detektywów, ale również młodą lekarkę po przejściach, Danielle, czy szefa wydawnictwa, w którym pracuje Farah, Edwarda, ale również jej mentora, Parwaiza, który umiera na jej oczach z przesłaniem na ustach. Z przesłaniem, która ona zgłębia i odkrywa kolejne ogniwa sprawy chłopca z wypadku. Ten ciąg niezależnych zdarzeń łączy się w rewelacyjnie skonstruowaną całość, która zaskakuje czytelnika, ale i intryguje.
Książkę czyta się jednym tchem - jest znakomicie napisana!
Jeśli lubicie dobre thrillery, pełne emocji i akcji - to Motyl i burza spełnią wasze oczekiwania. Polecam!
 
markie
 
 

Wciągający thriller z orientalnym motywem czyli „Motyl i burza” Waltera Luciusa

 

Gdy ofiarą przestępstwa jest dziecko, zawsze wzbudza to więcej sensacji niż zwykła zbrodnia. Jeśli dodamy do tego fakt, że dziecko ubrane było w odświętne szaty sugerujące mu inną płeć niż miało, otrzymujemy niebezpiecznie śliski obraz tej sytuacji. Rozpoczyna się śledztwo policyjne i żmudne śledztwo dziennikarskie. O dziwo niekoniecznie oba pójdą w tym samym kierunku.

 

Farah Hafiz toczy tego wieczoru walkę sportową w ulubionej dziedzinie, której nauczył jej ojciec. Tym razem jednak wynik walki ma gorzki posmak wspomnień z przeszłości. Od samego początku książki wiemy, że to Farah będzie główną bohaterką, której historia będzie spajała całość. Jej dziennikarskie śledztwo w związku z wypadkiem, w którym ciężko ranny jest mały chłopiec, ma w sobie wiele nawiązań do życia, które zostawiła za sobą. Do życia w Afganistanie. Farah nie umie oddać tego śledztwa konkurencji, która jest głodna politycznych zwycięstw zamiast sprawiedliwości. Nie do końca jednak zdaje sobie sprawę z tego, z czym przyjdzie jej się zmierzyć.

W „Motylu i burzy” Walter Lucius świetnie pokazał współpracę na linii media – policja. Udało mu się także w płynny sposób wtrącić refleksje o PTSD, który spotyka lekarzy służących w biednych krajach. Co więcej, Walter dodatkowo zabiera nas w fascynującą podróż w głąb holenderskiej policji, która wcale nie jest tak tolerancyjna, jak można byłoby się spodziewać. Dołączcie do tego intrygującego i niebezpiecznego podwójnego śledztwa, które prowadzi do wielu zaskakujących momentów.

 

„- Żyjemy w świecie, w którym wcześniej czy później zawsze dopadnie nas piekło naszej przeszłości.” [s. 192]

Bacha bazi jako niemoralna strona afgańskiej kultury

„Motyl i burza” oprócz opisywania fikcyjnej zbrodni osadzonej w holenderskich realiach, porusza prawdziwy problem, jakim jest zjawisko bacha bazi. W wolnym tłumaczeniu oznacza to zabawianie się z chłopcami/młodzieńcami. Nic innego jak eufemistycznie nazwana pedofilia. Porównywanie obcych kultur między sobą nie prowadzi do niczego dobrego, ale to akurat jest przekroczeniem ogólnych norm, które powinny obowiązywać wszędzie.

Ten motyw zmusza do refleksji prawie każdego napotkanego w „Motylu i burzy” bohatera. Zaczynając od samej Farah, która rozpoznaje to przebranie jako właściwe dla uczestnictwa w bacha bazi. Kończąc na lekarce, wezwanej do wypadku, której widok umierającego dziecka, przypomina wiele innych, których nie udało jej się uratować. Sam koncept tego procederu jest ohydny sam w sobie. Zmuszanie młodych chłopców do obcowania z dużo starszymi mężczyznami, którzy mogą ich zmusić do wykonania wszystkich poleceń jest daleki od jakiegokolwiek konsensualnego aktu seksualnego. I, powiedzmy sobie szczerze, nie ma na to żadnego wystarczającego wytłumaczenia.

„Cały sens przesunięcia dłonią po takiej chłopięcej nodze kryje się w myśli, że niedługo będziesz ją głaskać we własnym łóżku. I masz pewność, że ten chłopiec pozwoli na wszystko, ponieważ jest twoją zabawką na jedną noc.” [s. 51]

Pełna skala policyjnych charakterów

Inspektor Tomasoa jest drugoplanową postacią, ale swoją charyzmą wyróżnia się w scenach z udziałem Diby i Calvino. Taki powinien być szef policji. Umiejący dowodzić szacunkiem, a nie przestrachem. Nie pojawia się zbyt często, ale mam nadzieję, że w kolejnych częściach wybije się na postać pierwszoplanową. Roztacza wokół siebie aurę spokoju i bezpieczeństwa, które podczas lektury kryminału dają przyjemnie odpocząć napięciu.

Marouan Diba czyli inspektor z doświadczeniem, który nie lubi żółtodziobów w swoim zawodzie. W ogóle Diba wielu rzeczy nie lubi. Jest typem marudy, którego jednak nie sposób nie polubić. Dostał jako partnera Joshuę Calvino, którego swoją melancholią próbuje sprowadzić na „ziemię”. Przecież zawód gliniarza jest ciężkim orzechem do zgryzienia. Ale jego docinki jak na złość nie sprawiają, że utarł partnerowi nosa. Od samego początku miałam dziwne przeczucie z nim związane, które spełniło się dokładnie tak jak myślałam. Poprowadzenie tej postaci w ten sposób to odważna decyzja Waltera Luciusa, a jak już się ją zrozumie, to nabiera ona jeszcze większego sensu.

Joshua Calvino, policjant- idealista. Przystojniak, który dba o siebie i umie być bardzo przekonujący w prowadzeniu śledztwa. Zdaje sobie sprawę ze swojego uroku, ale nie wykorzystuje go w zły sposób. Irytuje Dibę swoim zdrowym stylem życia, którego Marouan nie jest w stanie zaadaptować dla siebie. Potrafi szybko łączyć fakty i ma typową dla dobrych gliniarzy intuicję. Dodatkowo spokój, który z niego emanuje, skutecznie denerwuje Dibę, biorącego to za bardzo do siebie. Ich dialogi są naprawdę świetne J

„- Od moich śledczych oczekuję – ciągnął Tomasoa – aby zawsze i wszędzie pozostawali mistrzami i panami sytuacji i nie byli niewolnikami swoich emocji. „ [s. 103]

Śledztwo dziennikarskie od drastycznej strony

Farah Hafiz, w oryginale Farah Hafez (nie wiem czemu po polsku zostało to zmienione). Dziennikarka w gazecie Algemeen Nederlands Dagblad, wydawanej w Amsterdamie. Zdolna i nieprzeciętnie piękna, o niesamowicie niebieskich oczach. Farah zachwyca męską część bohaterów, ale nie wykorzystuje tego, aby zdobyć informacje. Ma swoje zasady, a to śledztwo traktuje bardzo osobiście, bo dotyczy ono kraju, w którym się wychowywała. Jej artykuły do tej pory były dobre, ale nie sięgały nigdy pułapu cyklu związanego z grubszą aferą. Teraz Farah stoi przed dużym wyzwaniem – czy podoła mu na poziomie zawodowym i prywatnym?

Paul Chapelle to drugi dziennikarz śledczy, którego poznajemy w działaniu w „Motylu i burzy”. Syn sławnego ojca, który za wszelką cenę usiłuje odciąć się od cienia jego sławy. Niestety porównaniom nie ma końca, zwłaszcza gdy jego kariera nie do końca układa się zgodnie z oczekiwaniami. Zbyt duża presja i chęć pokazania, że on również jest wiele wart, prowadzą go do dziwnych miejsc i jeszcze dziwniejszych okoliczności. Czy dziecięca znajomość z Farah odżyje i będą w stanie rozwiązać zagadkę wypadku małego chłopca?

Motyl, ale jednak wśród burzy

„Motyl i burza” to pierwsza część trylogii Waltera Luciusa. Oryginalny tytuł brzmi „De vlinder en de storm”, co zostało dość nieporadnie przetłumaczone u nas na motyla i burzę. Od samego początku ten tytuł wywoływał we mnie sprzeczne emocje. Zupełnie mi do niczego nie pasował. Ale jak pomyślicie, że to jednak motyl w burzy lub motyl pośród burzy, to wszystko nabiera sensu.

Co dla mnie było minusem tej książki? Wplątanie w to wszystko Walentina Ławrowa. Dopóki nie było o nim wzmianki, choć były sygnały o rosyjskich poszlakach, to fabularnie wszystko zapinało się naprawdę spójnie. A dodanie rosyjskiego oligarchy jakoś zupełnie mi tutaj nie pasuje. Owszem, Lucius napisał fabułę tak, aby to wszystko miało wspólny motyw i dzięki temu sens. Nie umniejsza to faktu, że czytając tę książkę miałam wrażenie dodania Ławrowa na siłę. „Motyl i burza” był i tak świetny bez tego motywu i mógł podążyć w zupełnie innym kierunku.

Nawiązanie do Stiega Larssona jest dość udane, aczkolwiek ciężko porównać typowo skandynawskie klimaty z przedstawionymi w „Motylu i burzy” holenderskimi wydarzeniami. Podobieństwa to niewątpliwie dobrze i wiarygodnie opisane śledztwo dziennikarskie i tajemniczość bohaterów. Celny chwyt marketingowy, bo fanów Stiega jest na świecie naprawdę wielu.

„Motyl i burza” Waltera Luciusa mimo swojej obszerności (prawie 500 stron), wciąga od pierwszej strony. Fani dziennikarskich śledztw będą czerpać dużą satysfakcję z pracy Farah Hafiz i Paula Chapelle. Amatorzy dobrej pracy policyjnej dostaną rzeczywiste śledztwo, które wymaga wielu poświęceń i niejednokrotnie ma wpływ na życie prywatne policjantów. Śmiało polecam tym, którzy szukają kryminału, w którym nic nie jest oczywiste i czytelnik dochodzi do wniosków metodą dedukcji razem z bohaterami. Zadowoleni będą również ci, którzy oczekują od książki głębszego sensu, wzmożonej refleksji i wiarygodnej fabuły. Zdecydowanie polecam!

P.S.

Nasz tytuł to i tak nic w porównaniu z niemieckim „Schmetterling im Sturm”.


Recenzje ukazały się także:

 

 

1

Farah Hafiz starannie odłożyła naszyjnik z posrebrzaną zawieszką obok trzech srebrnych pierścionków i bransoletki z czarnej skóry. Spojrzała w jasnoniebieskie oczy swojego nagiego odbicia w lustrze i przesunęła opuszkami palców po niezliczonych drobnych bliznach na ramionach, piersiach i brzuchu. Kiedyś sama zrobiła te nacięcia na swojej karmelowej skórze w niejasnym przeświadczeniu, że miłość nie istnieje bez bólu.

Nie ma na co czekać: smoliście czarne włosy, spadające w skręconych kosmykach aż do ramion, zostają zebrane ku górze i ściągnięte w ciasny węzeł.

Potem trzeba wciągnąć szerokie spodnie z czarnej satyny i zawiązać wokół bioder. Ręce wsunąć w szeroko rozcięte rękawy bluzy, a ją samą związać czerwoną satynową szarfą, tak żeby jej poły opadały na lewe biodro.

Farah Hafiz ponownie spojrzała na siebie, jak stoi w sportowym stroju. Chociaż od świata zewnętrznego oddzielała ją jedynie cieniutka warstwa jedwabistej tkaniny, to w myślach zamknęła się w pancerzu. W niewidocznej, ale nie dającej się przebić kolczudze. Zrobiła głęboki wdech, zamknęła oczy i starała się wyprzeć okrzyki tłumu, które w nieregularnych falach docierały przez podziemia ze starej sali teatru Carré aż do jej szatni.

Ugięła lekko kolana i zaczęła wykonywać ćwiczenia rozgrzewające, których kiedyś nauczyła się od ojca. Nie minęła chwila i słyszała już tylko własny oddech. Znowu miała pięć lat i stała w otoczonym murem ogrodzie na tyłach rodzinnego domu, pod starą jabłonią w Wazir-Akbar-Khan, bogatej dzielnicy Kabulu. Obok ojca w śnieżnobiałej koszuli i szytych ręcznie lnianych spodniach. Liczył na głos w niezrozumiałym dla niej języku, którego sam nauczył się jako mały chłopiec od indonezyjskiej niani:

– Satu, dua, tiga...

Farah wypowiadała teraz szeptem te same słowa w amsterdamskiej szatni starego budynku cyrku na drewnianych palach. Te same słowa, po każdym wydechu:

– Satu, dua, tiga.

W tym samym momencie otworzyły się drzwi i zobaczyła w nich sylwetkę swojego trenera.

Do środka dotarł niski głos spikera, zapowiadającego kolejną walkę. Ruszyła wąskimi korytarzami w stronę wielkiej sali, wychwytując w drodze strzępy zapowiedzi.

– ...Farah Hafiz! Anioł zemsty o ciele i sile orientalnej tygrysicy!

Orientalnej? Od dziesiątego roku życia mieszkała w Holandii. I chociaż w jej piersi biło aż nazbyt afgańskie serce, to postrzegała siebie jako Holenderkę.

Mrużąc oczy, weszła w białe światło punktowego reflektora i wbiegła po schodkach na znajdującą się na podwyższeniu matę. Jej przeciwniczka po drugiej stronie, białowłosa Rosjanka, wyglądała jak sęp. Zimna i bezlitosna. Farah na próżno szukała u niej objawów respektu. Sama miała raczej mieszane uczucia. Brała udział w tej gali, ponieważ uwielbiała sporty walki. Obok dziennikarstwa był to najważniejszy sens jej życia. Pencak silat, szlachetna sztuka walki z Archipelagu Malajskiego. Nauczył ją tego ojciec i już choćby z tego powodu wiedziała, że będzie uprawiać tę dyscyplinę sportu przez całe życie. Było to coś na zawsze. Był to też sposób życia. Nieustający mentalny i duchowy rozwój w pozytywnej intencji i z humanistycznym przesłaniem.

Zamknęła oczy i raz jeszcze powróciła do ciszy, w której się przygotowywała. Obok niej znowu stał ojciec. Na chwilę odebrany śmierci. Przemawiał do niej łagodnym głosem kogoś, kto już nie musi się niczym przejmować.

„A pamiętasz jeszcze, co zrobiłaś, kiedy po raz pierwszy poczułaś strach?”

Pamiętała.

„Musisz poczuć strach, aby móc przez niego przejść”.

Przyjęła pozycję wyjściową w niewielkiej odległości od przeciwniczki. Prawa dłoń otwarta i skierowana do przodu, jakby w zastygłym uderzeniu w wyimaginowany mur. Rosjanka stała naprzeciwko niej w lustrzanej pozycji.

Farah poczuła niemal elektryczne napięcie, kiedy ich nadgarstki niemal się zetknęły.

Wiedziała, że samą siłą nie ma cienia szansy z tą kobietą.

Musi być zwinna i szybka.

Kiedy rozległ się okrzyk sędziego, zareagowała ułamek sekundy za wolno. Rosjanka chwyciła jej lewe przedramię i z całej siły pchnęła je w tył. Farah poczuła raptem, jak paraliżuje ją fala strachu. Nagle miała przeciwko sobie dwójkę przeciwników: swoją rywalkę i siebie samą. Musi być jak bambus, który odgina się, a potem z całym impetem oddaje. Nie jak napięta struna, która może pęknąć przy pierwszym ruchu. Musi sterować walką. Oddychać. Myśleć.

Kątem lewego oka dostrzegła nadlatujący cios. Sparowała go i unieruchomiła rękę przeciwniczki. Szarpiąc się nawzajem i próbując przewrócić jedna drugą, wirowały na macie. Nagle Rosjanka sięgnęła w górę i złapała Farah za jej długie włosy. Walcząc z napływającymi jej do oczu łzami bólu, Farah wykonała nożyce, rzucając przeciwniczkę na plecy, i przycisnęła jej rękę do piersi, robiąc dźwignię na staw łokciowy. Rosjanka leżała pod nią unieruchomiona.

Nagle Farah poczuła piekący ból w lewej łydce. Jej przeciwniczka z całej siły wbiła zęby w jej nogę. Ból przeszył całe jej ciało, ale zamiast rozluźnić chwyt, Farah jeszcze mocniej wygięła ramię Rosjanki.

Leżały tak przez jakąś chwilę, Rosjanka unieruchomiona dźwignią na łokieć, Farah z determinacją utrzymująca chwyt, ze łzami bólu w oczach, aż wreszcie sędzia uderzył płaską dłonią w ich napięte ciała.

– Berhenti, berhenti! Stop, stop!

Farah rozluźniła chwyt i podniosła się chwiejnie, przesuwając dłonią po łydce, co pozostawiło krwawy ślad na jej nadgarstku. Spojrzała w przymrużone oczy Rosjanki i nagle poczuła, jak wypełnia ją siła, nad którą nie ma żadnej kontroli. To była jedna z tych chwil, których najbardziej się bała. Ktoś lub coś zyskiwało nad nią władzę, sprawiając, że robiła rzeczy, nad którymi nie panowała.

Zanim zorientowała się, co robi, wyprowadziła prawy prosty w podbródek przeciwniczki. Poprawiła lewym pod żebra, a potemcałym ciężarem ciała wyprowadziła kopnięcie, które sprawiło, że Rosjanka padła na matę jak szmaciana lalka.

Gdzieś z oddali słyszała, jak ktoś krzyczy jej imię. Spojrzała za siebie. Na matę wskoczył jej trener. W jego oczach widziała panikę.

Kiedy odwróciła się z powrotem, zobaczyła, jak sędzia i jego pomocnik pochylają się nad ciałem Rosjanki, leżącej bez ruchu na macie.

W sali zaległa martwa cisza.

 

3

Kiedy znalazła się z powrotem w szatni, wokół niej wszystko zrobiło się jaśniejsze. Zupełnie jakby przebudziła się z koszmaru.

Spojrzała pytająco na trenera, który zaczął przemawiać do niej uspokajająco:

– To nie twoja wina, Farah. Dokładnie widziałem, co się stało. To nie była twoja wina.

Uświadomiła sobie, co zaszło. Za dużo zainkasowała. Oczywiście byłaby w stanie obronić się przed siłą fizyczną Rosjanki, nie umiała jednak stawić czoła sile o wiele intensywniejszej i groźniejszej niż tamta: chodziło o nienawiść Rosjanki, która przeniknęła jej emocjonalną obronę i wywołała u niej niekontrolowany wybuch szału.

Doskonale wiedziała, jak ważne jest, potrafić w najbardziej nawet niemożliwych sytuacjach utrzymać w ryzach swój temperament. Samokontrola już kilkakrotnie uratowała jej życie. Akurat tego wieczoru jednak straciła panowanie nad sobą.

Było to tylko kilka sekund, ale wystarczyło, by spowodować u przeciwniczki ciężkie obrażenia.

Farah rzadko kiedy zatracała się w czasie walki. O wiele częściej działo się to w miłości; tu miała już na koncie pokaźną liczbę ofiar, z tym że te – chociaż ze złamanym sercem – żyły spokojnie dalej.

Jeśli idzie o kobietę, która dzisiejszego wieczoru stała naprzeciwko niej na macie, nie było to jeszcze tak do końca pewne.

Usłyszała, jak otwierają się drzwi. Podczas gdy tumult w korytarzu wdarł się na moment do środka z siłą orkanu, a jej trener odbył krótką rozmowę przyciszonym głosem z jednym z oficieli, Farah próbowała odnaleźć w myślach spokój.

Słyszała, jak trener podchodzi do niej ciężkim krokiem, jak staje tuż przy niej i czeka, aż będzie gotowa usłyszeć, co się stało. Słyszała jego oddech. Po jej policzkach powoli płynęły łzy. Tato, gdzie jesteś? Dopiero, kiedy odzyskała pełną kontrolę nad oddechem, podniosła się, odwróciła i zobaczyła w oczach trenera spokój. Jego słowa zabrzmiały pocieszająco.

– Będzie dobrze.

Niecały kwadrans potem Farah sprawnie zaparkowała swoje czarne porsche carrerę na podziemnym parkingu Waterland Medisch Centrum. Stanęła niedaleko schodów i chwilę później wbiegła po nich na górę, do wejścia izby przyjęć. Recepcjonistka spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem, z którego zniknęła wszelka empatia. Farah powiedziała, że przyszła zobaczyć się z kobietą, którą niedawno przywieziono ze złamanymi żebrami i wstrząśnieniem mózgu.

– A pani jest?

– Osobą, która jej to zrobiła – odpowiedziała Farah.

Kobieta spojrzała na nią zdumiona. W tym momencie do holu wpadła grupa lekarzy i pielęgniarek i pobiegła w stronę karetki, która właśnie zajechała na sygnale.

Farah zobaczyła, jak wwożą na noszach na kółkach ciężko ranną dziewczynkę o orientalnych rysach. Kolorowe strzępy okrywające jej ciało to pocięty na kawałki tradycyjny strój. Dziewczynka była obwieszona ozdobami i dzwoneczkami, które dźwięczały przy każdym poruszeniu noszy. W całym tym chaosie przekrzykujących się lekarzy i pielęgniarek uwagę Farah całkowicie przykuły oczy dziewczynki, w których dostrzegła śmiertelne przerażenie. Zobaczyła, jak jej sine wargi powoli i bezgłośnie próbują wypowiedzieć jedno słowo.

Wyglądało na to, że nikt tego nie widzi ani nie słyszy. A nawet gdyby ktoś usłyszał, to i tak nikt nie potrafiłby tego zrozumieć, ponieważ słowo pochodziło z języka, którym nikt tutaj nie mówił. Ale Farah tego właśnie słowa użyła dziś wieczorem w szatni. Nie wypowiedziała go, tylko pomyślała.

Padar. Ojciec.

Przecisnęła się przez tłumek medyków i pochyliła się nad leżącą dziewczynką. Odpowiedziała jej w języku dari.

– Spokojnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze.

Lekarka o blond włosach w pomarańczowej kamizelce pogotowia spojrzała na nią zdumiona.

– Pani z rodziny?

– Nie, ale ona wzywała ojca.

– To nie dziewczynka, tylko chłopiec.

Chłopiec, w takich szatach? Z takimi ozdobami i w pełnym makijażu? W jednej chwili Farah uświadomiła sobie, o co tu może chodzić. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że ta wielowiekowa tradycja wywodząca się z jej ojczystego kraju może zawitać na Zachód. Ale jednoznaczny dowód leżał właśnie przed nią zakrwawiony na noszach.

– Macie tu tłumacza? – spytała Farah.

– Właśnie ściągają kogoś telefoniczne – powiedziała jasnowłosa lekarka, zatrzymując Farah ruchem dłoni przed drzwiami gabinetu, do którego wwieziono chłopca.

– Ja mogę tłumaczyć! – zawołała Farah, patrząc, jak sanitariusze przekładają chłopca z noszy na stół zabiegowy. W tym samym czasie słyszała nerwową wymianę zdań. Zrozumiała, że jasnowłosa lekarka nie zgodziła się zostawić chłopca swoim kolegom. Nagle zamachała do Farah.

– Proszę go zapytać, kto jest jego ojcem – powiedziała, rozcinając jednocześnie do końca szatę chłopca. Dwie pielęgniarki zdejmowały z niego w tym czasie wszystkie ozdoby, wkładając je do przezroczystej plastikowej torebki, którą przymocowały do noszy.

Farah podeszła do chłopca. Dawała mu może z siedem, najwyżej osiem lat. Zaczęła łagodnie przemawiać do niego w języku dari, starała się go przekonać, że jest już bezpieczny i że musi się trzymać. I że zostanie przy nim.

Ostrożnie ujęła jego dłoń, a on zacisnął ją na jej palcach.

– Jak się nazywasz?

Patrzył na nią przerażony, jakby pochodziła z innego świata.

– Namet chist? Jak się nazywasz?

Trzymała ucho tuż przy jego wargach, ale przez ogólny harmider i głośno wypowiadane polecenie, prawie nie słyszała jego szeptu, nie mówiąc już o tym, żeby mogła go zrozumieć.

Usłyszała, jak jasnowłosa lekarka, która przywiozła chłopca, informuje telefonicznie, że zaraz przetransportują „ciężki przypadek”. W tym momencie do gabinetu wpadła pielęg-
niarka.

– Chirurg urazowy jest już w drodze – oznajmiła.

– Sama go zoperuję – powiedziała jasnowłosa lekarka tonem nieznoszącym sprzeciwu, mocując jednocześnie dren do klatki piersiowej chłopca. Farah o mało nie zemdlała, kiedy to zobaczyła. Ponownie pochyliła się nad chłopcem i szepnęła mu do ucha:

– Ma Farah astom, to ki hasti? Ja jestem Farah, a ty?

Zobaczyła łzy spływające mu po policzkach i nagle poczuła przeogromną chęć rozpłakania się razem z nim, ale zdołała się opanować i zaczęła szeptać mu do ucha to, co zwykle mówi się w takich sytuacjach.

– Jestem przy tobie. Nie zostawię cię samego.

– Wiesz już o nim coś więcej? – spytała lekarka.

– Jeszcze nie. A tak właściwie, to gdzie go znaleźliście?

– W Lasku Amsterdamskim. Potrącony przez samochód. Sprawca uciekł z miejsca wypadku.

Farah słyszała gniew w jej opanowanych słowach. Zaraz potem lekarka zwróciła się ponownie do obecnych w gabinecie.

– No, dobra. Mamy tu złamania żeber i złamanie otwarte kości udowej. Do tego przypuszczalnie krwotoki wewnętrzne w jamie brzusznej, a prawdopodobnie także wewnątrzczaszkowe. Chłopak idzie najpierw na salę operacyjną. Trzeba unieruchomić złamania, bo inaczej całkiem się wykrwawi. Potem zrobimy tomografię. Wszystko jasne?

Chłopca wywieziono z gabinetu urazowego. Farah szła obok noszy na kółkach i cały czas trzymała go za rękę. Lekarka szła obok niej aż do drzwi windy, które właśnie się otworzyły.

– Jak się nazywasz? – zapytała, kiedy już były w windzie.

– Farah.

– Słuchaj, Farah, nie możesz wejść do sali operacyjnej.

– Nawet nie miałam takiego zamiaru.

– Zostawisz swoje nazwisko i numer telefonu?

– Będę w kontakcie – zapewniła Farah. – O kogo mam pytać, jak będę chciała z tobą rozmawiać?

– Daniëlle. Daniëlle Bernson.

Chłopiec jęknął. Farah pogładziła go dłonią po włosach, drugą cały czas trzymała jego rękę.

– Zaraz zaśniesz – powiedziała szeptem. – Wtedy już nic nie będzie cię bolało. A jak się obudzisz, znowu będę przy tobie.

Popatrzył na nią z niezrozumiałą ulgą.

Drzwi windy się rozsunęły. Ruszyli dalej pustym korytarzem, aż zatrzymali się przy sali operacyjnej numer 12.

– No to jesteśmy – powiedziała Daniëlle.

Farah zbliżyła twarz do twarzy chłopca.

– Pani doktor ci teraz pomoże. A ja tu na ciebie poczekam? Zgoda?

Zobaczyła w jego oczach błysk rozpaczy. Pocałowała go w policzek i powoli uwolniła dłoń z jego uścisku.

– Dzięki, Farah – powiedziała Daniëlle, wchodząc do sali.

Farah prawie jej nie słyszała. Kiedy chłopiec zniknął za dźwiękoszczelnymi drzwiami, docierało do niej tylko bicie jej własnego serca, które waliło jak szalone. Zaczęła chodzić tam i z powrotem po pustym korytarzu. A potem podjęła decyzję.

 

Inne książki autora

Walka cieni Motyl i burza

Walka cieni LUCIUS WALTER