Ja nie wybaczam

Ja nie wybaczam

Tytuł oryginału: The Two O’Clock Boy
Tłumaczenie: Jacek Ratajski
Ilość stron: 384
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2017-04-13
EAN: 9788324162758
Kryminał, thriller, sensacja

 

Kocham was najbardziej na świecie. 
Dlatego muszę was zabić...

 

 

„Poznajcie inspektora Raya Drake'a. Oto nowy, nakreślony ostrym piórem bohater, z mocno obciążonym sumieniem, pełen tajemnic i win.”    
„Sunday Times”

 

„Jednym mocnym uderzeniem Mark Hill dołączył do najwyższych rangą autorów londyńskich kryminałów. Piorunujący debiut, ambitna powieść.”
„Crime Time”

 

 „Mroczny, brutalny kryminał z mrocznymi postaciami. Bohater Hilla nie jest krystalicznie czysty ani moralny. Ale gdy kłamstwo przeplata się z prawdą, nic nie jest właściwym wyborem.”
„Bookseller”

 

 

Inspektor Ray Drake całe życie uciekał przed koszmarami dzieciństwa. I sądzi, że mu się udało. Jest szanowany w pracy; właśnie dostał pochwałę za schwytanie seryjnego mordercy.

Ale przeszłość się mści i chce odebrać mu to, co kocha najbardziej na świecie...

 

Tuż obok komisariatu zostaje zamordowana cała rodzina. Nazwisko ofiar uruchamia w Drake'u sygnał ostrzegawczy. Budzi pogrzebane wspomnienia. I strach...

To pierwsza z serii okrutnych zbrodni, które wstrząsają Londynem. Łączy je jedno – wszystkie ofiary to wychowankowie domu dziecka, który spłonął trzydzieści lat temu. Śledztwo prowadzi młoda podwładna Drake'a, sierżant Felicity Crowley. I od początku ma wrażenie, że jej podziwiany szef usiłuje jej przeszkodzić. Nie wie, że inspektor Drake rozpoczyna własną grę. I zapłaci za to przerażającą cenę...

 

 

MARK HILL to brytyjski dziennikarz, scenarzysta i producent radiowy - laureat dwóch nagród muzycznych Sony. Jako pisarz zadebiutował w 2017 roku psychologicznym kryminałem Ja nie wybaczam. Wywarł nim takie wrażenie, że „Sunday Times” uznał go za jeden z najlepszych kryminalnych debiutów roku.

Brytyjski wydawca kupił od razu również drugą powieść z serii z inspektorem Drakiem. Obie będzie wydawał jako wiodące tytuły.

Jeszcze przed publikacją w Anglii prawa do tłumaczenia kupili najwięksi wydawcy w Europie.

Polska premiera równocześnie ze światową.

 

 

Patronat medialny:

 zs KPPK KK

Recenzje ukazały się na portalach:

bookdetective

lubimyczytać.pl

empik.com

1
Kanał La Manche, 1986


Chłopiec kochał swoich rodziców najbardziej na świecie. Dlatego musiał ich zabić.
Teraz przysiadł na brzegu koi i słuchał, co mówią. Słuchał skrzypienia ich podeszew na pokładzie nad głową, kiedy przerzucali się oskarżeniami, głosami tak zjadliwymi jak skrzeczenie mew krążących po niebie. Słyszał łopot żagla na wietrze, wodę uderzającą w kadłub kilkanaście centymetrów od jego głowy, w uspokajającym, hipnotycznym rytmie.
Plusk… plusk… plusk…
Zanim wszystko poszło źle, zanim chłopiec odszedł jako jedna osoba, a wrócił jako inna, mieli dla siebie mnóstwo czułej serdeczności i miłych słów. Ale teraz jego rodzice kłócili się przez cały czas – zbyt natarczywie i zawsze tak głośno, że mógł to słyszeć – i zawsze o jedno: co można było zrobić z ich nieszczęśliwym synem?
Rozumiał, chcieli, żeby wiedział, że są pełni skruchy za to, co się stało. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w stanie odezwać się do nich, wypowiedzieć choć słowo, a im dłużej milczał, tym bardziej rodzice się kłócili. Chłopiec zatkał uszy palcami, zamknął oczy i słuchał głuchego ryku w sobie.
Jego miłość do nich oddalała się, odpływała na gwałtownej fali.
Plusk… plusk… plusk…
Stłumiony głos.
– Kochanie.
Łagodnie odsunięto jego ręce od twarzy. Otworzył oczy i zobaczył, że kuca przed nim matka. Oczy miała w czerwonych obwódkach, włosy przylepione do twarzy morską mgiełką, ale nadal była uderzająco piękna.
– Może wyjdziesz na pokład?
Zimnymi palcami zatknęła mu kosmyk włosów za ucho. Przez krótką chwilę czuł znajomą serdeczność, chciał, żeby go do siebie przytuliła, chciał zapomnieć o gorzkich myślach krążących mu po głowie. Ale nie zapomniał, nie mógł. Miną tygodnie, zanim będzie w stanie się odezwać.
Nad włazem pojawił się cień. Zahuczał głos jego ojca.
– Wejdzie na górę?
– Proszę, pozwól, że ja się tym zajmę – warknęła przez ramię matka i cień zniknął po chwili wahania.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy. – Czekała, aż syn się odezwie. – Ale musisz nam powiedzieć, jak się czujesz, żebyśmy mogli ci pomóc.
Chłopiec zdobył się na krótkie kiwnięcie głową i w oczach jego matki zabłysła nadzieja.
– Twój ojciec i ja… kochamy cię najbardziej na świecie. Jeśli się kłócimy, to dlatego, że nigdy sobie nie wybaczymy tego, co ci się przydarzyło. Przecież wiesz, prawda?
Jej oczy napełniły się łzami, a on zrobiłby wszystko, żeby nie płakała. Usłyszał, jak mówi zachrypniętym głosem, prawie szeptem.
– Kocham cię.
Jej ręka uniosła się do ust. Matka stała zgarbiona w kabinie.
– Zaraz będziemy jedli kanapki. – Szła w stronę schodów i mówiła wesoło, ale głos jej drżał. – Może wejdziesz na górę, kiedy będziesz gotowy?
Skinął głową. Z ostatnim, wyczekującym uśmiechem matka wspięła się do włazu i światło słońca pochłonęło jej ciało.
Pięta chłopca uderzyła o klamrę skrzynki z narzędziami pod koją. Wyciągnął metalowe pudło i podniósł wieko, żeby zobaczyć narzędzia ojca. Raszple, szczypce, poziomnice. Gwoździe i gwoździki, dłuto śliskie od smaru. Kiedy uniósł górną część skrzynki, zobaczył cięższe narzędzia: piłę, śrubokręt, młotek z kulistą główką. Lakier na trzonku młotka się złuszczył. Drewno było zmatowiałe, główka z wgłębieniami matowoszara. Zważył młotek w dłoni.
Ściskając go, nachylił się za wręgą grodzi – przez ostatnie parę lat bardzo urósł – żeby posłuchać trzaskania plastikowych talerzy i ożywionych głosów rodziców na pokładzie.
– Kanapki gotowe! – zawołała matka.
Co noc śniło mu się to samo, jak koszmarne przeczucie: rodzice mijają go na ulicy, nie patrzą na niego, jakby byli kompletnie obcy. Wiedział, że wcześniej czy później ten koszmar się urzeczywistni. Rozżalenie, że ich dziecko zniknęło na zawsze, zastąpione przez kogoś innego, kogoś wewnętrznie wstrętnego, kawałek po kawałku wymaże ich miłość do niego. Aż nic nie zostanie.
I bał się, że jego gorąca miłość do nich będzie powoli parcieć, rdzewieć od winy i zgorzknienia. Pewnego dnia, kiedy miłość zupełnie przeminie, inne uczucia wypełnią jego spustoszone wnętrze. Furia, wściekłość. Zimna, nieubłagana nienawiść. Już czuł złość zbierającą się jak burza tam, gdzie była miłość. Nie mógłby znieść nienawiści do nich, pragnął zachować miłość do rodziców, niezachwianą miłość – i umiłowane wspomnienie szczęśliwych czasów, zanim trafił do tamtego miejsca – i ponieść ze sobą w niepewną przyszłość.
Dlatego musiał działać.
Chłopiec podszedł z młotkiem do włazu. Widział tylko oślepiającą szarość nieba i rozmazane koła zataczane przez mewy, które krzyczały do niego ostrzegawczo, że świat zawsze ukradnie ci to, co kochasz, bo w życiu właśnie tak jest.
Wszedł na owiewany wiatrem pokład pośrodku morza, które rozciągało się w nieskończoność.
Plusk… plusk… plusk…

2

Dzisiaj

Wszyscy chcieli mieć trochę inspektora Raya Drake’a dla siebie.
Krążył po sali, podawał rękę, pozwalał klepać się po plecach, dopóki nie został nikt, kto by mu nie pogratulował. Miał nadzieję, że wkrótce będą zbyt pijani, żeby pamiętać, że tutaj jest. Wtedy będzie mógł się wymknąć.
Wiedział, że jest samolubny, ale czuł się skrępowany na takich wielkich spotkaniach towarzyskich, zwłaszcza jeśli to on był na celowniku. Gdyby Laura tu była, powiedziałaby, żeby natychmiast wyszedł, nie martwił się, co pomyślą inni, tylko po prostu sobie poszedł.
Detektyw Eddie Upson już był prawie spity. Wymachując małym piwem, osaczył Drake’a, żeby jęczeć, bo minął go awans.
– To nie tak, żebym się nie sprawdził. – Piwo wojowniczo wylewało się mu ze szklanki. – Wiesz, co potrafię.
– Eddie, wybacz na chwilę.
Z tyłu sali, pod zwiniętym plakatem z Jimmym Greavesem, opierała się o ścianę Flick Crowley, jedyna osoba, która wyglądała, jakby pub odpowiadał jej mniej niż jemu. Drake przepchnął się do niej. Po drodze trącił łokciem Franka Wanderly’ego.
– Przepraszam, Frank.
– Nie ma sprawy. – Sierżant dyżurny złożył dłonie. Był wysoki, chudy, bez jednego włoska na głowie i wszyscy z upodobaniem nazywali go Nosferatu. – I jeszcze raz gratuluję, inspektorze, należało ci się.
Kilka godzin wcześniej Drake i jego sekcja zabójstw otrzymali pochwałę za wybitną służbę, zaangażowanie i pracę zespołową w związku z pomyślnym zakończeniem serii śledztw dotyczących zabójstw w Haringey. Policjanci i pracownicy cywilni przyszli z komisariatu w Tottenham, żeby świętować pod wodospadem pamiątek Spursów na ścianach – koszulek, szalików i zdjęć.
Drake uśmiechnął się w podziękowaniu i poszedł dalej.
– Szefie, ekstra dzisiaj wyglądasz – powiedziała Flick.
Drake był ubrany tak jak zawsze, w ciemny garnitur seryjnej produkcji, białą koszulę i postrzępiony brązowy krawat, który Laura kupiła mu przed laty, a ostatnio znów zaczął go nosić, więc pomyślał, że Flick się z niego nabija. Był niespokojnym, żylastym mężczyzną, który nie potrafił długo znieść bezruchu, urodziwym też by go nie nazwano. Jego pobrużdżona twarz miała mnóstwo załamań i ostrych kątów, jakby niedbale wyrąbano ją z kamienia.
– Rozmawiałem z Harrisem. – Szklankę soku pomarańczowego postawił na półce przy ścianie, zadowolony, że się jej pozbył. – Powiedziałem, że bardzo się cieszę z twojego awansu.
Flick zmarszczyła brwi.
– Jakbyś nie miał z tym nic wspólnego.
Nadinspektor Harris stanowczo odmówił dołączenia dodatkowej doświadczonej pary rąk do sekcji zabójstw, ale Ray Drake wytoczył ciężkie działa w sprawie Flick i została awansowana z detektywa na sierżanta. Starał się, żeby nabrała pewności siebie, żeby trochę bardziej w siebie uwierzyła. Miała skłonność do chowania się za procedurami, systemami, ale zasadniczo dobry był z niej gliniarz. Z czasem, kiedy zacznie chętniej ufać swoim przeczuciom, stanie się naprawdę dobrym detektywem.
– Jeśli ktoś zasługiwał na tę szansę, to ty.
Flick zerknęła na Upsona, który oparł ramiona na dwóch młodych konstablach. Z jakichś tam swoich powodów wybrał właśnie ich, żeby z nimi pić tego wieczoru.
– Eddie ma chyba inne zdanie.
– Da się przekonać. Chcę, żebyś poprowadziła następne śledztwo, jak tylko się trafi.
– Naprawdę? – zapytała zaskoczona.
– Myślę, że jesteś gotowa, sierżancie Crowley.
Upiła łyk wina, niepewna, co powiedzieć.
– Miałam zapytać, co słychać u April.
– Dobrze. – Drake zesztywniał, słysząc imię córki. Nie układało się między nimi od czasu pogrzebu, a on nie miał najmniejszego pojęcia, jak to naprawić. – Wszystko u niej w porządku.