Ulubione rzeczy

Ulubione rzeczy

Tytuł oryginału: Now You See Me
Ilość stron: 426
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 135x205
Data wydania: 2022-02-16
EAN: 9788324176984
Kryminał, thriller, sensacja
Bestseller

ŚWIATOWY BESTSELLER

SERIA Z LACEY FLINT tom 1


LACEY FLINT POWRACA! W 2022 roku nowy – piąty tom, a już teraz w Amberze co dwa miesiące nowe wydania kolejnych tomów bestsellerowej serii.

Przerażające i hipnotyzujące! Sharon Bolton zmienia oblicze literatury kryminalnej!
TESS GERRITSEN

Wyjątkowa powieść: wielowarstwowa, finezyjna, a zarazem tak mocna i szokująca, jak cios w twarz. 
LEE CHILD

Lacey Flint, młoda londyńska policjantka z ponurą, głęboko skrywaną przeszłością, jest zafascynowana postaciami seryjnych morderców, zwłaszcza Kuby Rozpruwacza.Ale nigdy jeszcze nie prowadziła sprawy zabójstwa, nie widziała z bliska zwłok. Aż do wieczoru, kiedy na jej samochód osuwa się straszliwie poraniona kobieta i umiera na jej rękach...
Lacey uczestniczy w śledztwie, ale wie, że jest obserwowana. Nieoczekiwanie dostaje przerażający list, przypominający jej przeszłość, którą – jak sądziła – na zawsze pogrzebała. A potem następują kolejne zabójstwa, które są wierną repliką bestialskich zbrodni Kuby Rozpruwacza sprzed stu lat…

Lacey zostaje wciągnięta w wyrafinowaną grę z genialnym seryjnym mordercą, który terroryzuje Londyn. A wszystkie tropy prowadzą do niej... Co łączy policjantkę z zabójcą? A najważniejsze: kim naprawdę jest Lacey Flint...

SHARON BOLTON to brytyjska autorka kryminałów i thrillerów psychologicznych (m. in.: Blizna, Rozpad, Pakt, Mistrz ceremonii, Truciciel) sprzedanych w ponad milionie egzemplarzy, tłumaczonych na 20 języków i wyróżnianych najważniejszymi międzynarodowymi nagrodami. Największą sławę przyniosła jej seria z Lacey Flint: Ulubione rzeczy, Karuzela samobójczyń, Zagubieni, Mroczne przypływy Tamizy. W 2022 roku ukaże się piąty tom serii.

 

Nic nie przygotowuje na takie zwroty akcji i na taki finał, chociaż autorka podrzuca nam wciąż wskazówki. S.J. Bolton jest znakomita, nie tylko jako pisarka, ale jako znawczyni ludzkiej psychiki.
„Daily Mirror”

S.J. Bolton doskonale wie, jak nakręcać napięcie i mocno wstrząsnąć czytelnikiem.
„The Guardian”

S. J. Bolton to najwyższa liga powieści kryminalnej. Ulubione rzeczy mają suspens, tempo od początku do końca, ma w sobie nerw, gorącą krew, lodowaty chłód, a nawet ponury czarny humor.
„Ekstra Bladet” (Dania)

Ulubione rzeczy to złożony i wieloznaczny psychologiczny puzzle, bijący na głowę inne powieści gatunku.
„Publishers Weekly”

Wybitny kryminał, daleki od jakichkolwiek schematów. Każdy zwrot akcji jest nieprzewidywalny, tak jak nieprzewidywalne są działania bohaterów.
„South Florida Sun Sentinel

Dojrzały mistrzowski kryminał.
„Eurocrime”

Historia opowiadana przez Lacey, która wie o wiele więcej, niż nam mówi, każe myśleć i zgadywać. I jest pełna zaskoczeń.
„Bookreporter”

1

Piątek, 31 sierpnia

Martwa kobieta osuwała się na mój samochód.
Jakimś cudem stała prosto, z wyciągniętymi rękami, z palcami wczepionymi w krawędź drzwiczek pasażera. Martwa kobieta bryzgała krwią na lakier samochodu; każdy nowy rozprysk przykrywał poprzedni, aż wzór zaczął przypominać pajęczą sieć.
Sekundę później odwróciła się i jej oczy spojrzały w moje. Martwe oczy. W poprzek jej szyi ziała okrutna rana, jej brzuch był plamą szkarłatu. Chwyciła mnie za rękę, a ja nie mogłam się ruszyć. Ściskała mnie kurczowo. Mocno jak na martwą kobietę.
Wiem, wiem, przecież stała, nadal się poruszała, ale nie sposób było patrzeć w te oczy i wierzyć, że żyje. Biologicznie jej ciało czepiało się jeszcze życia, słabnące serce wciąż biło, miała resztki kontroli nad mięśniami. Szczegóły techniczne. Te oczy wiedziały, że to koniec gry.
Nagle zrobiło mi się gorąco. Zanim zaszło słońce, był ciepły wieczór, jeden z tych, kiedy londyńskie budynki i ulice magazynują upał i ilekroć wychodzisz na dwór, uderza cię fala nagrzanego powietrza. Ale to było coś innego – ten pulsujący, lepki żar. To ciepło nie miało nic wspólnego z pogodą.
Nie widziałam noża. Ale czułam jego rękojeść, wciskającą się w mój brzuch. Kobieta przywarła do mnie tak mocno, że wbijała nóż głębiej we własne ciało.
Spróbowałam ją odsunąć, przynajmniej na tyle, żeby nie naciskać na nóż. Kaszlnęła, tyle że to kaszlnięcie wyszło z rany na szyi, nie z ust. Coś chlapnęło mi na twarz i nagle świat obrócił się wokół nas.
Upadłyśmy. Kobieta osunęła się na ziemię, a ja poleciałam z nią; z impetem uderzyłam o asfalt, tłukąc sobie bark. Teraz leżała płasko na chodniku i wpatrywała się w niebo, a ja klęczałam nad nią. Jej pierś wciąż się poruszała – ledwie.
Jeszcze jest czas, wmawiałam sobie, choć wiedziałam, że go nie ma. Potrzebowałam pomocy. Nie mogłam na nią liczyć. Mały parking był pusty. Otaczały nas wysokie, sześcio- i ośmiopiętrowe bloki i na jednym z balkonów uchwyciłam błyskawiczny ruch. Potem już nic. Szarówka gęstniała z każdą sekundą.
Kobieta została zaatakowana zaledwie przed chwilą. Ktokolwiek to zrobił, musiał być blisko.
Oklepując kieszenie, szukałam krótkofalówki, nie znalazłam jej i przez cały czas patrzyłam w oczy tej kobiety. Moja torebka upadła parę kroków dalej. Pogrzebałam w niej, odszukałam komórkę i wezwałam karetkę i policję na parking przed Victoria House na osiedlu Brendon w Kennington. Kiedy się rozłączyłam, dotarło do mnie, że kobieta chwyciła mnie za rękę.
Martwa kobieta trzymała mnie za rękę, a ja niemal nie byłam w stanie patrzeć w te oczy, widzieć, jak próbują skupić się na mnie. Musiałam z nią rozmawiać, starać się, żeby nie straciła przytomności. Nie mogłam słuchać głosu w swojej głowie, który mówił mi, że to koniec.
– Będzie dobrze. Będzie dobrze – powtarzałam.
Ta sytuacja z całą pewnością nie była dobra.
– Pomoc już jedzie – powiedziałam, wiedząc, że jej nie da się już pomóc. – Wszystko będzie dobrze.
Okłamujemy umierających, uświadomiłam sobie tego wieczoru, kiedy w oddali rozległy się pierwsze syreny.
– Słyszysz ich? Już tu jadą. Tylko się trzymaj. – I jej, i moje ręce były lepkie od krwi. Metalowy pasek jej zegarka wciskał mi się w skórę. – No, zostań ze mną. – Syreny wyły coraz głośniej. – Słyszysz ich? Już prawie są.
Tupot biegnących ludzi. Spojrzałam w górę i zobaczyłam błyskające niebieskie światła, odbijające się w oknach. Radiowóz zatrzymał się tuż przy moim golfie; policjant w mundurze biegł w naszą stronę, mówiąc do krótkofalówki. Dobiegł do nas i kucnął.
– Trzymaj się – powiedziałam. – Jest pomoc, zajmiemy się tobą.
Policjant położył mi dłoń na ramieniu.
– Spokojnie – mówił takim samym tonem, jak ja parę sekund temu, tyle że mówił to do mnie. – Karetka już jedzie. Spokojnie.
Był po czterdziestce, przy kości, miał przerzedzające się siwe włosy. Zdaje się, że go kiedyś widziałam.
– Proszę powiedzieć, gdzie jest pani ranna? – spytał.
Odwróciłam się do martwej kobiety. Teraz już naprawdę martwej.
– Skarbie, możesz ze mną porozmawiać? Jak masz na imię? Powiedz, gdzie jesteś ranna?
Nie ma już wątpliwości. Jasnoniebieskie oczy wbite w przestrzeń. Ciało nieruchome. Ciekawe, czy słyszała cokolwiek, co do niej mówiłam. Ma prześliczne włosy, teraz to zauważyłam, najjaśniejszy odcień popielatego blondu. Rozsypały się wachlarzem wokół jej głowy. Kolczyki odbijały światło latarń i ich widok, połyskujących spomiędzy pasm włosów, wydał mi się jakiś znajomy. Puściłam jej dłoń i zaczęłam podnosić się z chodnika. Ktoś delikatnie przytrzymał mnie na miejscu.
– Chyba nie powinnaś się ruszać, kotku. Zaczekaj na karetkę.
Nie miałam siły się sprzeciwiać, więc po prostu wpatrywałam się dalej w martwą kobietę. Krew zabryzgała jej dół twarzy. Szyja i pierś były nią zalane. Tworzyła pod nią kałużę na chodniku, znajdowała sobie wąskie szczeliny w płytach, by płynąć coraz dalej. Pośrodku piersi zdołałam jeszcze dostrzec fragment bluzki. Niżej nie było już widać nic. Rana na szyi nie była najgorsza, o nie. Kiedyś słyszałam, że w ciele kobiety jest przeciętnie około pięciu litrów krwi. Ale nigdy się nie zastanawiałam, jak to by wyglądało, kiedy cała się wyleje.


2

Nic mi nie jest, ja nie jestem ranna. To nie moja krew.
Chciałam wstać; nie pozwolili mi się ruszyć.
Wokół blondynki kucało trzech ratowników. Próbowali zatykać ranę na jej brzuchu opatrunkami uciskowymi. Powiedzieli coś o tracheotomii. Potem coś o tętnie obwodowym.
Teraz odwracali się do mnie. Podniosłam się. Skóra kleiła mi się od krwi tej kobiety i zasychała już w ciepłym powietrzu. Poczułam, że się chwieję, dostrzegłam ruch. Bloki otaczające plac miały na zewnątrz długie korytarze na każdym piętrze. Kilka minut wcześniej były puste, teraz tłoczyli się na nich ludzie. Z tylnej kieszeni dżinsów wyciągnęłam swoją legitymację i pokazałam ją najbliższemu funkcjonariuszowi.
– Funkcjonariuszka Lacey Flint – powiedziałam.
Obejrzał legitymację i spojrzał mi w oczy dla potwierdzenia.
– Tak też mi się zdawało, że wygląda pani znajomo – odparł. – Komisariat Southwark, zgadza się?
Przytaknęłam.
– Ona jest z dochodzeniówki – zwrócił się do czekających ratowników, którzy, kiedy zorientowali się, że nic nie mogą zrobić dla jasnowłosej kobiety, zainteresowali się mną.
Jeden z nich zrobił krok w moją stronę. Cofnęłam się.
– Nie powinniście mnie dotykać – ostrzegłam. – Nie jestem ranna. – Spojrzałam na swoje zakrwawione ubranie, czując dziesiątki oczu wpatrujące się we mnie. – Jestem dowodem.
Nie pozwolono mi wymknąć się po cichu i anonimowo do najbliższego komisariatu. Detektyw Stenning, pierwszy śledczy, jaki zjawił się na miejscu, dostał telefon od inspektor, która objęła sprawę. Była już w drodze i chciała, żebym została na miejscu, dopóki ze mną nie porozmawia.
Pete Stenning pracował ze mną w Southwark, zanim przeniósł się do wydziału zabójstw z siedzibą w Lewisham. Nie był dużo starszy ode mnie, miał może około trzydziestki, i należał do tych szczęściarzy, których los pobłogosławił niemal powszechną sympatią. Mężczyźni go lubili, bo pracował ciężko, ale nie na tyle ciężko, by ktoś poczuł się zagrożony; interesowały go przyziemne sporty klasy pracującej, takie jak piłka nożna, ale potrafił porozmawiać o golfie czy krykiecie, nie gadał za dużo, ale jak mówił, to z sensem. Kobiety go lubiły, bo był wysoki i szczupły, miał ciemne kręcone włosy i bezczelny uśmiech.
Kiwnął mi głową, ale był zbyt zajęty powstrzymywaniem gapiów, żeby do mnie podejść. Ciało blondynki już osłonięto parawanami. Gapie, pozbawieni bardziej ekscytujących widoków, koniecznie chcieli patrzeć na mnie. Wieść się rozeszła. Ludzie SMS-owali do znajomych, którzy zjawiali się natychmiast, żeby przyłączyć się do imprezy. Siedziałam z tyłu radiowozu i starałam się unikać wścibskich spojrzeń i robić, co do mnie należy.
Pierwsza godzina po zabójstwie jest najważniejsza – ślady są jeszcze świeże, a trop sprawcy gorący. Musimy przestrzegać ścisłych procedur. Nie pracowałam w zespole zajmującym się morderstwami, dzień w dzień namierzałam właścicieli skradzionych przedmiotów – to o wiele mniej ekscytujące – ale wiedziałam, że muszę zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Byłam dobra w szczegółach, z czego nie zawsze się cieszyłam, kiedy zwalano mi na głowę nudne zadania, ale teraz powinnam być z tego zadowolona.
– Przyniosłem ci herbatę, skarbie. – Mundurowy, który wyznaczył się na mojego opiekuna, właśnie wrócił. – I lepiej pij szybko – dodał, podając mi kubek. – Pani inspektor przyjechała.
Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyłam, że srebrny sportowy mercedes zaparkował niedaleko mojego samochodu. Wysiadły z niego dwie osoby. Mężczyzna był wysoki i nawet z daleka widziałam, że wie, do czego służy siłownia. Miał na sobie dżinsy i szarą koszulkę polo. Opalone ręce. Okulary przeciwsłoneczne.
Kobietę rozpoznałam natychmiast ze zdjęć. Szczupła jak modelka, błyszczące czarne włosy ścięte na pawia i takie dżinsy, za które babki bulą setki funtów. Najnowszy nabytek jednego z dwudziestu siedmiu londyńskich wydziałów zabójstw; kiedy została zatrudniona, obwieszczono to oficjalnie w wewnętrznych biuletynach i nieoficjalnie na najróżniejszych policyjnych blogach. Była dość młoda jak na inspektora śledczego, sporo przed czterdziestką, ale właśnie rozwiązała pewną głośną sprawę w Szkocji. Mówiło się też, że wie o HOLMES-ie 2, policyjnej bazie danych, więcej niż jakikolwiek inny oficer brytyjskiej policji. Oczywiście nie zaszkodziło jej, że jest kobietą i to nie całkiem białą – o czym nie omieszkały wspomnieć dwa niezbyt przyjazne blogi.
Patrzyłam, jak ona i jej towarzysz zakładają jasnoniebieskie kombinezony ochronne i ochraniacze na buty. Inspektor wcisnęła włosy pod kaptur. W końcu weszli za parawany – mężczyzna w ostatniej chwili odsunął się, żeby przepuścić ją pierwszą.
W tym momencie postacie w białych kombinezonach kręciły się już po miejscu zdarzenia jak duchy. Przyjechała ekipa kryminalistyczna. Wiedziałam, że ustawią wewnętrzny kordon wokół ciała i zewnętrzny, otaczający cały teren. Od teraz każdy, kto się pojawi, będzie musiał się meldować i odmeldowywać, a dokładny czas jego wejścia i wyjścia zostanie zapisany. Uczyłam się tego wszystkiego w akademii policyjnej, ledwie parę miesięcy temu, ale po raz pierwszy widziałam to w praktyce.
Nad miejscem, w którym wciąż leżało ciało, wznoszono coś w rodzaju ogrodowego namiotu. Parawany już wcześniej utworzyły ściany i po chwili technicy pracowali już w takim jakby dużym, osłoniętym pomieszczeniu. Mój samochód otoczono policyjną taśmą. Z furgonetki wyładowywano reflektory. W tej chwili zza parawanu wyłonili się pani inspektor i jej towarzysz. Rozmawiali ze sobą kilka sekund; w końcu mężczyzna odwrócił się i przeszedł nad pasiastą taśmą, wyznaczającą granice kordonu. Inspektor ruszyła w moją stronę.
– To ja już cię zostawiam – powiedział mój opiekun i odszedł z kubkiem, który mu oddałam.
Nowa pani inspektor stała przede mną. Nawet w kombinezonie ochronnym wyglądała elegancko. Miała ciemnokremową cerę i zielone oczy. Czytałam gdzieś, że jej matka była Hinduską.
– Funkcjonariuszka Flint? – spytała z miękkim, szkockim akcentem. Kiwnęłam głową. – Nie znamy się jeszcze – ciągnęła. – Jestem Dana Tulloch.

Inne książki autora

Nieznajoma żona Ulubione rzeczy

Nieznajoma żona BOLTON SHARON

Mrok / Ulubione rzeczy

Mrok / Ulubione rzeczy BOLTON SHARON

Rozpad

Rozpad BOLTON SHARON

Mrok

Mrok BOLTON SHARON

Pakt

Pakt BOLTON SHARON

Truciciel

Truciciel BOLTON SHARON