Prywatne wojny Hitlera, Churchilla, Stalina i Roosevelta

Prywatne wojny Hitlera, Churchilla, Stalina i Roosevelta

Tytuł oryginału: Warlords: In the Heart of Conflict 1939-1945
Ilość stron: 402, zdjęcia czarno-białe
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 135x205
Data wydania: 2022-01-21
EAN: 9788324176618
II wojna światowa
Bestseller

Jak osobiste relacje i decyzje wodzów wpływały na wybuch, przebieg i skutki  światowego konfliktu zbrojnego

Porywająca, odkrywcza, wnikliwa. Czyta się jak thriller, ale to starannie udokumentowana praca naukowa. Znakomita!
„Tribune”

W czasie II wojny światowej Hitler, Churchill, Roosevelt i Stalin toczyli pomiędzy sobą psychologiczną wojnę. A ich osobiste decyzje zaważyły na przebiegu konfliktu.

To Hitler postanowił napaść na Polskę i rozpętać wojnę. To Stalin zawarł pakt z Hitlerem, uznając, że nie grozi mu atak ze strony Niemiec i tym samym fatalnie osłabił potencjał obronny Związku Radzieckiego. Gdyby Churchill nie został brytyjskim premierem, być może latem 1940 roku Wielka Brytania podjęłaby rokowania z Niemcami. Gdyby nie Roosevelt, Stany Zjednoczone prawdopodobnie nie uznałyby Niemiec za swojego głównego wroga…

Ta książka ujawnia ich prywatne batalie – osobiste pojedynki, w których zwyciężali nieraz dzięki oszustwu, pochlebstwu, podstępowi. W stylu najlepszego filmowego thrillera dzień po dniu, godzina po godzinie rozwija równoległą dynamiczną akcję, przeskakując od Kancelarii Rzeszy i Wilczego Szańca na Kreml, od Białego Domu na Downing Street.
Na podstawie oficjalnych dokumentów, korespondencji prywatnej, osobistych relacji i niepublikowanych dzienników widzimy siłę i ludzkie słabości czterech tytanów konfliktu, sportretowanych w nowatorski i fascynujący sposób.

SIMON BERTHON – wybitny brytyjski znawca II wojny światowej, producent, reżyser i scenarzysta telewizyjnych filmów dokumentalnych poświęconych największym konfliktom XX wieku.
JOANNA POTTS – brytyjska badaczka historii II wojny światowej i stalinowskiej Rosji.

Prolog: 10 maja 1940


Był piątek 10 maja 1940 roku, tuż po północy. Dwa wielkie parowozy ciągnące 10 luksusowych zielonych wagonów sunęły w stronę węzła kolejowego 220 kilometrów od Berlina. Linia kolejowa prowadziła z Hanoweru na północ, do Hamburga, ale szereg zwrotnic skierował pociąg na zachód. W jednym z wagonów tego pociągu, noszącego kryptonim „America”, jechał Adolf Hitler. Przywódca Trzeciej Rzeszy zmierzał na spotkanie z przeznaczeniem. Führerowi towarzyszyła jego osobista sekretarka, 32-letnia Christa Schroerder, pogodna i atrakcyjna, pozostająca pod wrażeniem uroku i energii swego
szefa. W afektowanym liście do przyjaciółki opisywała swoją wielką przygodę.
Poprzedniego dnia zaufanym pracownicom biura Hitlera z Kancelarii Rzeszy, do których należała, powiedziano, że udają się „w podróż”. Jej cel i czas trwania były tajemnicą. Kiedy pociąg wyjechał z Berlina, pracownice zapytały szefa, czy jadą do Norwegii, gdzie owego dnia trwały walki między  Niemcami a Wielką Brytanią. Hitler przekornie potwierdził ich domysły:
– Jeśli będą panie grzeczne, dostaną panie po futrze z fok.
O świcie pociąg Führera wjechał na stację pozbawioną tablicy z nazwą miejscowości. Okazało się, że są w miasteczku Euskirchen, 50 kilometrów od granicy niemieckiej. Hitler i jego świta przesiedli się do samochodów. Szosa prowadziła przez wsie, w których zamiast tablic z nazwami stały drogowskazy wojskowe. W końcu skręcili w polną drogę i przez szpaler brzóz dojechali do małej polany w lesie, na której znajdowały się betonowe bunkry i budki wartownicze. Byli u celu – w Felsennest, Skalnym Gnieździe, nowej kwaterze Hitlera.
W oddali rozległ się huk dział. Hitler wyciągnął rękę w kierunku zachodnim i oznajmił:
– Panowie, rozpoczęła się ofensywa przeciwko państwom zachodnim.
Rządy Belgii, Holandii i Francji miały się niebawem dowiedzieć, że 136 świetnie wyszkolonych i uzbrojonych dywizji niemieckich zaatakowało ich kraje. „Dziwna wojna” dobiegła końca, zaczął się Blitzkrieg. Hitler wtrącił świat w najkrwawszy konflikt w dziejach, który miał trwać następnych pięć lat.
W czasie gdy eskadry samolotów Luftwaffe zasłoniły niebo nad Felsennest, a oddziały Wehrmachtu sunęły na zachód, pewien młody człowiek odbywał
poranną przejażdżkę konną po Richmond Park na południowo-zachodnich peryferiach Londynu. Nazywał się John Colville, miał lat 25 i tak jak Christa
Schroeder był prywatnym sekretarzem – tyle że innego europejskiego przywódcy, premiera Wielkiej Brytanii Neville’a Chamberlaina. Colville jednak przypuszczał, że nie będzie już nim długo. Kiedy zsiadł z konia, dowiedział się od stajennego, że Niemcy zaatakowały Belgię i Holandię. Colville wiedział,
że zbliża się polityczne przesilenie, i jak zanotował w dzienniku, jedno było dlań przygnębiająco oczywiste: „Jeśli premier odejdzie, nic nas nie uchroni
przed Winstonem”.
Trzeciego września 1939 roku, po wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Wielką Brytanię, Winston Churchill wrócił do rządu na stanowisko pierwszego
lorda admiralicji. W brytyjskich sferach rządzących uchodził za człowieka lekkomyślnego, niegodnego zaufania i nieznośnego. Ale tego pamiętnego dnia
Churchill obudził się z przekonaniem, że do wieczora spełni się marzenie jego życia: zostanie premierem Wielkiej Brytanii.
Jak na ironię, swoją szansę zawdzięczał fiasku, za które ponosił największą odpowiedzialność – kampanii norweskiej. Chcąc odciąć Niemcy od dostaw
stali i rud żelaza ze Szwecji, Brytyjczycy postanowili udzielić Norwegom zbrojnej pomocy w walce z Niemcami. Kiedy jednak brytyjskie okręty wojenne wysadzały na norweski brzeg pozbawione wsparcia siły lądowe, Hitler uderzył z powietrza, zmuszając przeciwnika do upokarzającego odwrotu. Klęska
norweska ugruntowała w Londynie opinię, że Chamberlain nie nadaje się na przywódcę czasu wojny. Mimo wszelkich wad Churchilla nikt nie mógł zaprzeczyć, że jest on tym, kogo naród potrzebuje – wodzem, który od dawna ostrzegał kraj przed Hitlerem.
Poprzedniego dnia, kiedy Hitler ze swoją świtą opuszczał Berlin, Churchill odbył w siedzibie premiera przy Downing Street decydujące spotkanie z Chamberlainem i ministrem spraw zagranicznych lordem Halifaksem. Chamberlain, któremu groził bunt własnych posłów w Izbie Gmin, nie potrafił przekonać laburzystowskiej opozycji do utworzenia rządu zgody narodowej. Premier wiedział, że przegrał i musi się podać do dymisji. Brytyjskie sfery rządzące chciały, aby jego następcą został Halifax, przebiegły dyplomata z arystokratycznej rodziny. Minister spraw zagranicznych wiedział jednak, że nie nadaje się na przywódcę państwa w stanie wojny, i nie skorzystał z okazji.
Dziesiątego maja, po rozpoczęciu się Blitzkriegu na Zachodzie, Chamberlain próbował jeszcze ratować stanowisko, twierdząc, że kryzys wymaga ciągłości rządów. Opozycja laburzystowska i liberalna nie chciały o tym słyszeć; nawet ministrowie stracili zaufanie do swego premiera. O godzinie 18.00 Churchill pojechał do pałacu Buckingham. Od siedziby admiralicji dzieliło go niewiele ponad kilometr, ale była to najważniejsza podróż w życiu  Churchilla.
– Przypuszczam, że nie wie pan, w jakim celu kazałem pana wezwać? – zapytał król Jerzy VI.
– Wasza Wysokość – odpowiedział Churchill z przekornym błyskiem w oku – nie mam najmniejszego pojęcia.
Król się roześmiał.
– Chciałbym powierzyć panu misję utworzenia rządu.
Nagłówki wieczornej prasy przyniosły wstrząsającą wiadomość o niemieckim ataku na Francję, Belgię i Holandię.
– Mam nadzieję, że nie jest za późno – powiedział Churchill ze łzą w oku do detektywa W.H. Thompsona, kiedy wracali do admiralicji. – Bardzo się boję, że jednak tak.
Churchill został więc brytyjskim premierem. W salonach Londynu i całego świata różnie ten fakt komentowano. „Wydaje się, że Churchilla zesłało samo
niebo – pisał radziecki ambasador w Londynie Iwan Majski – ale kiedy będą chcieli zawrzeć pokój, może się stać wielką przeszkodą”. Nowy premier poprosił Johna Colville’a o pozostanie na stanowisku, ale młody człowiek miał wątpliwości i uspokoiła go dopiero myśl, że Chamberlain i Halifax zostają w rządzie. „Będą jakoś hamować naszego nowego wodza – zapisał tego wieczoru w dzienniku. – Może to rzeczywiście człowiek pełen werwy i energii, za jakiego uważa go kraj (...) ale jego mianowanie to straszne ryzyko”. W Berlinie hitlerowski minister propagandy Joseph Goebbels, który również prowadził dziennik, zanotował:
„Churchill naprawdę został premierem. Sytuacja jasna! Tak lubimy”. Nie znamy reakcji Hitlera, ale miał on już wyrobione zdanie o Churchillu: to  anachroniczny imperialista, samochwała, i, jak pokazała kampania norweska, niedołęga.