Jego kłamstwa tom 2 serii TEN MĘŻCZYZNA

Jego kłamstwa tom 2 serii TEN MĘŻCZYZNA

Tytuł oryginału: This Man
Ilość stron: 264
Rodzaj: oprawa twarda
Format: 135x205
Data wydania: 2021-09-21
EAN: 9788324174294
Erotyka
Bestseller
Bestseller numer 1 „New York Timesa”

 

Ten Mężczyzna uczynił przyjemność sensem życia i pokazał młodej projektantce wnętrz, czym jest ekstatyczna rozkosz. I przejął niepodzielną kontrolę nad jej życiem…

Młody superseksowny milioner przyjemność uczynił sensem życia i nie zawaha się przekroczyć żadnych granic…

Jesse Ward rzucił na Avę urok - od pierwszej chwili, gdy przekroczyła próg jego bajecznej rezydencji. Ten Mężczyzna, który przyjemność uczynił sensem życia, działa na nią jak narkotyk. Ava rozpaczliwie walczy z własnymi pragnieniami. Wie, że pędzi prosto w przepaść. Jesse ją osacza… i przyciąga jak magnes. I żąda od niej coraz więcej. Chce, by należała tylko do niego. Lecz sam kryje tyle sekretów…

Śladem jakiej tragedii jest blizna na jego brzuchu? I co naprawdę dzieje się w rezydencji…

JODI ELLEN MALPAS to jedna z największych gwiazd literatury erotycznej. Zdobyła sławę cyklami Ten Mężczyzna i Ta Noc, które rozpaliły wyobraźnię kobiet na całym świecie. Wszystkie jej powieści królowały na światowych listach bestsellerów. Są tłumaczone na 24 języki.

Rozdział 1
Daję Jessemu buziaka i zostawiam go z niepokojem na jego pięknej twarzy.
– Zadzwonię.
Zatrzaskuję drzwi samochodu i nie oglądając się za siebie, biegnę ścieżką do domu Kate. Szybko zamykam za sobą drzwi i opieram się o nie plecami.
– Hej! – Na szczycie schodów staje Kate owinięta ręcznikiem. – Wszystko w porządku?
Nie udaje mi się przykleić do twarzy sztucznego uśmiechu.
– Nie.
Kate patrzy na mnie z mieszaniną konsternacji i współczucia.
– Herbaty?
Kiwam głową i odklejam się od drzwi. Wiedziałam, że do tego dojdzie. Może nie tak prędko, ale ten paskudny ból serca był nieunikniony. Wlokę się na górę po schodach i opadam na krzesło. Kate parzy herbatę.
– Sam już poszedł?
Kate wsypuje do swojego kubka trzy łyżeczki cukru; choć stoi plecami do mnie, wiem, że się uśmiecha.
– Tak – odpowiada zdawkowo.
– Udana noc?
Odwraca się, mrużąc jasnoniebieskie oczy, po czym wyszczerza zęby w uśmiechu.
– Ten facet to zwierzak!
Prycham drwiąco. Jest ktoś jeszcze, do kogo pasuje ten opis.
– Niezły jest?
Nalewa do kubków wrzątku i dodaje mleko.
– Jest w porządku. – Wzrusza ramionami. – Dość gadania o mnie. Dlaczego wyszłaś dziś rano z domu cała w skowronkach, a wracasz kilka godzin później z taką miną, jak gdybyś dostała w twarz? – Siada i podaje mi moją herbatę. Wzdycham.
– Więcej się z nim nie spotkam.
– Dlaczego?
– Dlatego, Kate, że nie mam nawet cienia wątpliwości, że paskudnie się sparzę. Ten facet jest bardzo niebezpieczny.
– Skąd wiesz?
– Jest dojrzałym biznesmenem, bajecznie bogatym i pewnym siebie. Jestem dla niego tylko zabawką. Gdy się znudzi, wyrzuci mnie i znajdzie sobie kogoś innego. – Wzdycham z przygnębieniem. – Uwierz mi, nie zabraknie kobiet gotowych rzucić mu się do stóp. Widziałam, jakie wzbudza reakcje, sama tego doświadczyłam. W sypialni jest niesamowicie gwałtowny i cholernie dobry w te klocki, o czym świadczą jego liczne podboje. – Nabieram powierza, a Kate patrzy na mnie z otwartymi ustami. – Działa na kobiety jak magnes, pewnie miał ich na pęczki. Już zdążyłam spiąć się z Sarą, kobietą, którą wzięłam za jego dziewczynę. – Osuwam się na oparcie krzesła i biorę swój kubek herbaty.
– Chyba nie myślisz poważnie o zerwaniu z powodu kilku wrednych słów wzgardzonej kobiety? Każ jej się odwalić!
– Nie, nie chodzi tylko o to, choć gdyby mogła, wbiłaby mi nóż w plecy.
Kate przewraca oczami.
– Kochana, jesteś ślepa!
– Nieprawda. Jestem rozsądna – bronię się. – Dlaczego tak go lubisz?
– Nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Ma w sobie coś, zgodzisz się?
– Tak, coś groźnego.
– Nie, chodzi mi o to, jak na ciebie patrzy, jak gdybyś była centrum jego wszechświata.
– Nie bądź głupia! Jestem centrum jego życia seksualnego – poprawiam ją, uświadamiając sobie nagle, że być może jestem tylko jedną z wielu kobiet, z którymi dobrze się bawi. To bolesna myśl i kolejny powód, żeby odejść, dopóki jeszcze się jakoś trzymam. Kogo chcę oszukać? Już jestem w rozsypce, ale będzie jeszcze gorzej, jeśli tego nie przerwę.
– Avo, jesteś mistrzynią wyparcia – drwi Kate.
– Niczego nie wypieram.
– Owszem – oświadcza stanowczo Kate. – Zakochałaś się w nim. To widać na pierwszy rzut oka.
Czy to takie oczywiste? Powinnam zaprzeczyć, ale nie będę obrażać jej inteligencji.
– Idę się położyć. – Odsuwam do tyłu krzesło i aż się wzdrygam od świdrującego uszy zgrzytu, z jakim przesuwa się po drewnianej podłodze. Kac wrócił ze zdwojoną siłą.
– Okej – wzdycha Kate.
Zostawiam ją w kuchni i idę się zaszyć w swoim pokoju. Padam na łóżko i naciągam poduszkę na głowę. Z niechęcią przyznaję, że zdzira o odętych usteczkach miała rację. Nie mogę wiązać swoich marzeń z Jessem Wardem i ta myśl jest jak nóż wbijający się w moje rozdarte serce.
Rozpoczynam nowy tydzień pracy, ale nie czuję się wcale jak nowo narodzona.
– Dzień dobry, kwiatuszku! – woła ze swojego gabinetu Patrick.
– Dzień dobry. – Silę się na radosny ton, ale próba wypada żałośnie. Rzucam torbę obok biurka i siadam, żeby odpalić komputer. Pięć sekund później moje biurko skrzypi na znak protestu pod ciężarem Patricka.
– Jak sytuacja z Van Der Hausem?
Sięgam pod biurko, żeby wydobyć pudełko z próbkami materiałów, które zostawiłam tu w piątek.
– Przyszły w piątek – mówię, rozkładając część z nich na biurku. – Wysłał mi mejlem wytyczne i rysunki.
Patrick przegląda stertę próbek – wszystkie są w neutralnych odcieniach beżu i kremowego, niektóre wzorzyste, inne nie.
– Trochę nudne, co? – burczy z dezaprobatą.
– Nie zgadzam się. – Wyciągam skrawek pięknego materiału w grube pasy. – Spójrz.
Kręci nosem.
– Nie w moim guście.
– Nie musi ci się podobać – przypominam mu. To nie on będzie kupował ekskluzywny apartament w Life Building. – Pan Van Der Haus wraca dziś z Danii. Powiedział, że zadzwoni w sprawie mojej wizyty na budowie. Wezmę się do pracy, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Patrick wstaje, a ja jak zwykle krzywię się, gdy biurko skrzypi.
– Tak, oczywiście. – Przygląda mi się podejrzliwie. – To nie moja sprawa, ale chyba jesteś dziś nie w sosie. Czy coś się stało?
– Nic mi nie jest, daję słowo.
– Jesteś pewna?
– Tak, Patricku. – Nie zabrzmiało to przekonująco. Moja komórka zaczyna skakać po biurku, wygrywając na całe biuro Black and Gold Sama Sparro. Marszczę brwi, bo wyświetlacz pokazuje imię Jessego. Znów majstrował przy moim telefonie. Serce trzepocze mi w piersi, ale nie jest to miłe uczucie. Nie mogę z nim rozmawiać. Dźwięk jego głosu sprawi, że wrócę do punktu wyjścia.
– Pozwolę ci odebrać, kwiatuszku. Uszy do góry. To polecenie służbowe!
Patrick odchodzi, a ja ściszam telefon, ale chwilę później znów zaczyna podskakiwać. Odrzucam połączenie, kładę komórkę na biurku i zabieram się do roboty. Odnajduję mejl od Mikaela – jest krótki, ale zawiera dość informacji, żebym mogła rozpocząć projektowanie.
Piętnaście minut później mój telefon wciąż dzwoni, słyszę też sygnał przychodzącej wiadomości, ale zamiast ją skasować, jak nakazywałby zdrowy rozsądek, otwieram ją.

„Odbierz telefon!”

Znowu rozlega się Sam Sparro, a ja po raz kolejny odrzucam połączenie. W takim tempie nie uda mi się nic zrobić. Zaraz potem dostaję kolejną wiadomość.

„Avo, porozmawiaj ze mną, proszę. Co ja takiego zrobiłem?”

Wyciszam telefon i próbuję o nim zapomnieć. Co takiego zrobił? Właściwie nic, ale jestem pewna, że coś zrobi, jeśli tylko dam mu szansę. A może nie? Och, nie wiem. Ale instynkt każe mi odejść.
– Sal, gdyby ktoś chciał się ze mną skontaktować, niech dzwoni na moją komórkę, okej? – Wiem, że to będzie jego kolejny ruch.
– Okej, Avo.
Zabieram się do planszy z inspiracjami i rysunków dla Mikaela. Nie widziałam jeszcze apartamentów, ale wiem dobrze, co chcę osiągnąć, i ku własnemu zaskoczeniu jestem podekscytowana tym projektem.
W porze lunchu wyskakuję do delikatesów po kanapkę i wracam do biura, żeby ją zjeść. Sally informuje mnie, że pod moją nieobecność dzwonił jakiś mężczyzna, ale nie zostawił wiadomości. Oczywiście wiem, kto to był.
Uparcie ignoruję swój telefon, robię wyjątek tylko dla Mikaela, który dzwoni, żeby umówić się na jutro. Zostaje w Danii do końca tygodnia, więc o dziewiątej rano mam się spotkać w Life Building z jego osobistą asystentką. Gdy wybija szósta, jestem zadowolona z pracowicie spędzonego dnia i poczynionych postępów. Dzień minął mi jak z bicza strzelił.
Następnego dnia wchodzę do Life Building punktualnie o umówionej godzinie, choć jestem nieco zdyszana, bo rano zaspałam. Niepotrzebnie się tak spieszyłam. Asystentka Mikaela jest spóźniona, więc siadam i korzystam z okazji, żeby zadzwonić do mamy i sprawdzić, czy w Newquay wszystko w porządku. Dowiaduję się, że Dan przylatuje w poniedziałek, co poprawia mi humor. Po rozmowie z mamą wreszcie zdobywam się na odwagę, żeby przejrzeć wszystkie nieodebrane połączenia i wiadomości – wszystkie od Jessego, jeśli nie liczyć esemesa od Kate, która napisała wczoraj wieczorem, że zostaje na noc u Sama. Rano tak się spieszyłam, że nawet nie zauważyłam, że jej nie ma. Szybko odpisuję, wyjaśniając, że spałam jak zabita. Ale w myślach wciąż słyszę jego uporczywe łomotanie do drzwi, gdy chowałam się pod kołdrą jak wystraszone dziecko.
– Panna O’Shea? – Podnoszę wzrok i widzę drobną blondynkę, wyciąga do mnie rękę. – Jestem Ingrid. Mikael uprzedził panią, że się pojawię, tak? – Ma bardzo silny duński akcent.
– Ingrid, proszę, mów mi po imieniu. – Wstaję i potrząsam lekko jej dłonią. Wygląda tak krucho. Ingrid uśmiecha się i kiwa głową.
– Oczywiście, Avo.
– Mikael dzwonił do mnie wczoraj, mówił, że coś go zatrzymało w Danii.
– Tak, to prawda. Oprowadzę cię. Budynek nie jest jeszcze wykończony, więc musisz to włożyć. – Wręcza mi żółty kask i odblaskową kamizelkę. Zakładam odzież ochronną, a ona wciska guzik, żeby przywołać windę. – Zaczniemy od penthouse’u. Rozkładem przypomina ten w Lusso. – Wchodzimy do windy. – Znasz, oczywiście, Lusso – mówi z uśmiechem.
– Tak, znam Lusso. – I to lepiej niż sądzisz! – dodaję w myślach, odwzajemniając jej przyjazny uśmiech. Natychmiast przywołuję się do porządku i szukam w torebce teczki.
– Jesteśmy na miejscu. – Drzwi windy otwierają się bezpośrednio w penthousie. – Zapraszam do środka, Avo.
– Dziękuję. – Wychodzę na otwartą przestrzeń i od razu zauważam, że penthouse musi być zbliżony rozmiarami do tego w Lusso.
– Jak widzisz, użyliśmy dębu. Wszystkie okna i drzwi były robione na zamówienie z ekologicznego drewna. Jestem pewna, że Mikael wspomniał ci o tym w mejlu z wytycznymi. – Zerkam na nią, a ona zauważa moje puste spojrzenie, bo wybucha śmiechem i kręci głową. – Nie wspomniał o tym w mejlu?
– Nie. – Mam nadzieję, że czegoś nie przeoczyłam.
– Musisz mu wybaczyć. Jest trochę rozkojarzony z powodu rozwodu.
Rozwodu? A więc to go zatrzymało w Danii? Moim zdaniem to trochę niestosowne, że wtajemnicza mnie w życie osobiste Mikaela.
– Wezmę to pod uwagę – zapewniam z uśmiechem.
Przez kilka następnych godzin Ingrid oprowadza mnie po całym budynku. Po drodze robię zdjęcia i notatki. Mikael i jego partner bez wątpienia znają się na nowoczesnym, luksusowym budownictwie. Widoki na Holland Park i miasto zapierają dech w piersi.
– Dziękuję za wycieczkę, Ingrid. – Zdejmuję szykowną kamizelkę i kask.
– Nie ma za co, Avo. Wiesz już wszystko, co trzeba?
– Tak. Będę czekała na telefon od Mikaela.
– Powiedział, że zadzwoni do ciebie w poniedziałek – mówi Ingrid, podając mi rękę.
Żegnamy się i ruszam do biura. Po drodze dzwonię do swojego ginekologa, potrzebuję recepty na nowe pigułki. Udaje mi się umówić wizytę o czwartej po południu, co za ulga. Nie żebym w najbliższej przyszłości planowała uprawiać seks. Kilka ostatnich dni wystarczy mi na długo.
– Cześć! – wołam do Toma i Victorii, wchodząc do biura.
Tom marszczy brwi i zerka na zegar.
– Ojej! Spóźnię się do pani Baines. Będzie miała kocięta! Wrócę, jak spacyfikuję tę starą wariatkę – trajkocze, pakując swoją męską torbę, po czym opuszcza biuro tanecznym krokiem.
– Wszystko gra, Victorio? – pytam, siadając za biurkiem. Victoria buja myślami w obłokach. – Halo?! – wołam.
– Hę? O przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
– Wszystko gra?
Victoria uśmiecha się promiennie i odrzuca przez ramię blond loki.
– Lepiej być nie może.
– A to czemu? – pytam, unosząc brew.
Victoria chichocze jak mała dziewczynka.
– Umówiłam się z Drew na randkę w piątek wieczorem.
Wiem o tym, ale ta trzpiotka nadal nie pasuje mi do poważnego Drew.
– W jakimś fajnym miejscu?
Wzrusza ramionami.
– Nie powiedział mi. Zapytał tylko, czy może mnie gdzieś zaprosić. – Dzwoni jej komórka, więc Victoria kończy rozmowę i w tej samej chwili mój telefon obwieszcza nadejście wiadomości. Od Kate.

„Właśnie włączyliśmy komórki. Byliśmy… zajęci. Widziałaś się z Jessem?”

Zajęci? W ich przypadku bycie „zajętym” to pewne niedopowiedzenie.

„Nie”.

Nie muszę pisać nic więcej i mam nadzieję, że Kate nie odpisze, bo i tak wiem, co chce mi powiedzieć. Marzenie ściętej głowy.

„OK. Łapię. Ale tak między nami… 30 nieodebranych połączeń. Sam z nim rozmawiał. Nie jest zachwycony, ale przynajmniej wie, że żyjesz. :)”

A co jego zdaniem mogło mi się stać? Spoglądam na ekran komputera, po raz kolejny ściszając telefon, który znów wygrywa Black and Gold, ale po trzech kolejnych dzwonkach zupełnie go wyciszam. Co za upierdliwy dupek.
– Wychodzę! – woła Victoria, wstając zza biurka.
Macham jej na pożegnanie i zaczynam przeglądać pocztę, a potem kopiuję kilka rysunków, które mam wysłać kontrahentom.
Równo o trzeciej idę zrobić sobie kawę.
– Avo? – słyszę głos Sally. Wystawiam głowę zza kuchennych drzwi i widzę, jak macha do mnie ze słuchawką przy uchu. – Dzwoni do ciebie jakiś mężczyzna, ale nie chce się przedstawić.
Serce podchodzi mi do gardła. Doskonale wiem kto to.
– Prosiłaś, żeby zaczekał?
– Tak. Mam go przełączyć?
– Nie! – wrzeszczę, aż biedna Sally podskakuje. – Przepraszam. Powiedz mu, że wyszłam z biura.
– Aha, okej. – Sprawia wrażenie zdezorientowanej, kiedy wciska guzik, wznawiając połączenie z Jessem. – Przykro mi, proszę pana. Ava wyszła z biu… – Podskakuje na metr w górę, z hukiem upuszczając telefon na biurko. Niezdarnie podnosi go do ucha. – Przy…przy…przykro mi, pro…proszę pana. – Biedna Sal jąka się okropnie, co oznacza, że Jesse ochrzania ją przez telefon. Czuję się winna, że ją na to naraziłam. – Proszę pana…zapewniam… pana…że…że jej tu nie ma.
Spanikowana i oszołomiona, patrzy na mnie wielkimi oczami, znosząc werbalny atak tego neurotyka. Uśmiecham się przepraszająco. Kupię jej kwiaty.
Odkłada telefon na podstawkę i spogląda na mnie w szoku.
– Kto to był? – Jest bliska łez.
– Sally, tak mi przykro. – Łapię stojące w kuchni kawy i w geście pojednania zanoszę jedną z nich na jej biurko.
Sally wzdycha z irytacją.
– Ktoś powinien go przytulić! – oświadcza i zaczyna chichotać.
Staję jak wryta. Spodziewałam się łez i załamania nerwowego, ale nudna jak flaki z olejem Sally właśnie zażartowała. Patrzę, jak ta szara myszka chichocze, i sama zaczynam się śmiać – zginam się wpół i zanoszę śmiechem, aż łzy mi stają w oczach. Sally wtóruje mi histerycznie, obie dosłownie pokładamy się ze śmiechu.
– Co tu się dzieje?! – woła zza swojego biurka Patrick.
Macham mu ręką, a on przewraca oczami, z irytacją kręci głową i z powrotem wbija wzrok w ekran komputera. I tak nie mogłabym mu powiedzieć, nawet gdybym była w stanie wykrztusić choć słowo. Zostawiam zapłakaną ze śmiechu Sally i idę do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Mam doskonały humor. Zobaczyłam Sally w całkiem nowym świetle. Podoba mi się, że potrafi być sarkastyczna.
Kiedy już się opanowałam i otarłam rozmazany tusz do rzęs, mówię Patrickowi, że wychodzę do lekarza.
– Przepraszam, Sally, nie mogę na ciebie spojrzeć! – parskam, mijając jej biurko, i wychodzę z biura odprowadzana jej śmiechem. Poważnieję i ruszam w stronę metra.

Inne książki autora