Walka cieni

Walka cieni

Tytuł oryginału: Schaduwvechters
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Ilość stron: 400
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2018-01-25
EAN: 9788324164684
Kryminał, thriller, sensacja

Holenderska odpowiedź na Millennium Stiega Larssona

Tom 2 serii Heartland


Dziennikarka Farah Hafiz jest poszukiwana przez służby specjalne całego świata za rzekomy udział w porwaniu zakładników w Moskwie. Cudem uniknęła śmierci i zdołała zbiec z fałszywym paszportem do Dżakarty. Tam chce kontynuować śledztwo w sprawie kryminalnej działalności rosyjskiego oligarchy Walentina Ławrowa. Pomaga jej przyjaciel, dziennikarz Paul Chapelle, który w Moskwie i Johannesburgu wpada na nowy trop. Farah demaskuje międzynarodową sieć przestępczą. I oboje znów stają do walki o życie. I z cieniami swojej przeszłości…

„Ambitny thriller z filmową akcją o międzynarodowym rozmachu: od handlu dziećmi po nadużycia władzy i ogólnoświatowe siatki przestępcze”. „De Limburger”


WALTER LUCIUS (pseudonim literacki Waltera Goverde – holenderskiego scenarzysty, reżysera teatralnego i producenta telewizyjnego) światowy rozgłos zdobył powieścią wyróżnioną prestiżową holenderską nagrodą Schaduwprijs – Motyl i burza, rozpoczynającą serię Heartland.
W 2016 zagraniczni wydawcy przypuścili szturm na autora. We Francji książka zdobyła nominację do nagrody Prix du Polar, w Belgii do Diamanten Kogel. Producenci filmowi są zainteresowani ekranizacją.

 

Patronaty medialne:

lejdis

miannazuk

 

 

 

 

1

 

 

W obiektywie kamery cyfrowej zobaczyła swoje odbicie. Za kamerą stał łysy człowiek o głowie drapieżnego ptaka. To on wrzucił ją na tylne siedzenie pancernego falcona i zawiózł do samego serca Moskwy. Ciągnął ją za sobą długimi, pustymi korytarzami, zupełnie jakby była kawałem mięsa. Słowa, jakie raczył do niej skierować, były wypowiedziane po angielsku, ze śpiewnym akcentem, będącym specjalnością Rosjan. Mówił krótko, bardziej rozkazywał. Jego ruchy były szybkie i kanciaste, doskonale pasując do jego bezlitosnego spojrzenia.

            W wykafelkowanym pomieszczeniu o zaklejonych oknach przywiązał ją do krzesła ustawionego naprzeciwko kamery. Wszedł jakiś człowiek w polowym mundurze koloru khaki. Miał w ręku kałasznikowa, przez pierś miał przewieszone dwie taśmy nabojów, a przy pasie kaburę z wielkim pistoletem. Sposób, w jaki, rozmawiał z kondorem, świadczył jednoznacznie o tym, że się znają.

            Kobieta w czarnym stroju i chuście na głowie filmowała wszystko telefonem komórkowym. Wyróżniała się białą skórą i niebieskimi oczami. Człowiek w panterce warknął coś do niej. Kobieta zniknęła i krótko potem wróciła, popychając przed sobą młodą, może dwudziestoletnią dziewczynę. Człowiek w panterce zmusił dziewczynę, żeby uklękła tuż obok kondora, który włączył kamerę i nie patrząc nawet na dziewczynę, przycisnął jej do skroni lufę pistoletu.

             Dziewczyna błagała o darowanie życia. Brzmiało to jak wypowiadana szeptem modlitwa po rosyjsku. Kondor zupełnie nie zwracał na nią uwagi, całkowicie skupiony na kobiecie siedzącej przed nim. Jego wytatuowany palec wskazał obiektyw kamery.

            – Patrz tutaj.

            Farah  Hafiz uniosła głowę i spojrzała w zwierciadlanie czarny otwór obiektywu.

– A teraz gadaj, to co masz powiedzieć, suko. I masz to zrobić z przekonaniem. W ten sposób uratujesz życie tej dziewczyny.

            – Ale co? – wydusiła z siebie Farah. – Co mam mówić?

            – Powtarzaj! 

            Farah usłyszała słowa, które dla niej przygotował. Słowa, które nie były jej słowami, które nigdy nie powstałyby w jej głowie. Poruszyła ustami, żeby je powtórzyć. Ta dziewczyna za nic nie może zginąć.

            Jej struny głosowe ledwie drgały i powtarzany tekst był ledwie tchnieniem. Kondor odciągnął kurek pistoletu. Czerwona lampka na kamerze mrugała. Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej.

            I wtedy pojawiły się słowa. Nieoczekiwanie i raptownie. Zupełnie jakby je z siebie wyrzucała jak wymiociny.

            – Ja, Farah Hafiz popieram dżihad przeciwko zbrodniczemu reżimowi prezydenta Potanina.

Kondor uśmiechnął się lodowato i mimo wszystko pociągnął za spust.

 

* * *

 

Suche kliknięcie iglicy pistoletu zdradziło, że w komorze nie ma naboju. Dziewczyna osunęła się bezwładnie na ziemię, a w powietrzu  rozszedł się przenikliwy zapach moczu. 

            Farah zaczęła kląć na tego człowieka, wrzeszczała do niego w języku dari, że jego matka była gorsza od najgorszej dziwki, że robiła to nawet z psami i że on jest tego rezultatem.

            Kondor podszedł do niej. Wyglądało na to, że zaraz straci nad sobą kontrolę. Farah siedziała przywiązana do krzesła, ale i tak udało jej się kopnąć go w goleń. Próbowała zrobić unik i przewróciła się razem z krzesłem. On złapał ją za włosy i wywlókł przywiązaną do krzesła z pomieszczenia, a potem przez korytarz do sali, do której spędzono już dużą grupę studentek i studentów, stłoczonych pod lufami karabinów kobiet w czerni.

            Przywiązał ją ponownie, tak mocno, że prawie nie mogła oddychać, włożył jej w usta kawałek jakiegoś materiału i zalepił taśmą. Potem wziął płaską metalową skrzynkę, połączoną kablami ze stojącym na stole laptopem i przymocował jej do brzucha.

            Zlany potem stał przed nią, gwałtownie wciągając powietrze z inhalatora.

            – Little bitch, you´re going to end like a big bang.

            Jednocześnie wykonał gest ramionami, jakby pokazywał ogromny, rozdęty balon, który pęka. A potem wyszedł.

 

 

Inne książki autora

Motyl i burza Walka cieni

Motyl i burza LUCIUS WALTER