Interview: Nowy Jork, Los Angeles

Interview: Nowy Jork, Los Angeles

Tytuł oryginału: The Interview: New York & Los Angeles
Ilość stron: 224
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2018-10-11
EAN: 9788324168156
Literatura obyczajowa
Nowy bestseller

 

Młoda dziennikarka ma przeprowadzić wywiady z dwoma trzydziestoletnimi milionerami w Nowym Jorku i Los Angeles, i dowiedzieć się, dlaczego są wciąż singlami. Obaj bardzo strzegą swojej prywatności. Dziewczyna musi zastosować różne chwyty, by zdobyć wymarzony wywiad. Nie przeczuwa jednak, jak bolesne historie odkryje. Ani że znajdzie przyjaźń i gorącą miłość.

 

 

Niechęć do związków – jest.
Dysfunkcyjna rodzina – jest.
Przeprowadzka pięć tysięcy kilometrów od dysfunkcyjnej rodziny – jest.
Wymarzona praca – jest.

 

„Nazywam się Laurel Holloway i mam dwadzieścia siedem lat. Cztery lata temu przeprowadziłam się do Seattle, żeby zdobyć wymarzoną pracę dziennikarki w „Seattle Times” i oddalić się od mojej dysfunkcyjnej rodziny najbardziej, jak to tylko możliwe. Dostałam zlecenie na wywiady z dwoma słynnymi seksownymi kawalerami, którzy zostali milionerami, zanim skończyli trzydzieści pięć lat. Kobiety chciały wiedzieć, dlaczego wciąż są singlami.

Milioner-kawaler numer jeden mieszkał w Los Angeles, numer dwa w Nowym Jorku. Obaj byli pokaleczeni, chronili swoją prywatność i nie udzielali wywiadów, musiałam więc wspiąć się na wyżyny mojej kreatywności, żeby zmienili zdanie. Zamierzałam przeprowadzić te wywiady tak czy siak. Ale gdy zaczynałam tę przygodę, nie miałam pojęcia, jak obaj wpłyną na moje życie.  I że jeden z nich zmieni mój świat na zawsze...”

 

 

SANDI LYNN w 2013 roku samodzielnie opublikowała powieść Na zawsze, pierwszą z serii sprzedanej w ponad 700 000 egzemplarzy. Wszystkie tomy stały się bestsellerami „New York Timesa”. Kolejne powieści Sandi Lynn cieszą się równie szeroką popularnością.

Interview: Nowy Jork, Los Angeles to część pierwsza nowego dwutomowego cyklu.

 

Wkrótce tom 2.

 

 

Prolog


Precz ze związkami! Oto moja filozofia. Przerażała mnie myśl o oddaniu się jednej osobie do końca życia. Kompletny bezsens. Nic nie trwa wiecznie, a na koniec się okazuje, że poświęciłaś prawdziwą siebie, żeby się zmienić w kogoś teoretycznie bardziej pożądanego, po to tylko, żeby twoje serce zostało złamane. Pewnie myślicie sobie: Co ją do cholery spotkało, że tak uważa? Proszę bardzo, oświecę was.
Moi rodzice byli małżeństwem od trzydziestu lat. Tata, Jefferson Holloway, był właścicielem i prezesem Holloway Capital, jednej z największych firm inwestycyjnych w Bostonie. Mama, Adalynn Holloway, odnosiła sukcesy jako organizatorka imprez charytatywnych i lubiła ładne rzeczy, w tym chłopca, który czyścił basen w naszej gigantycznej posiadłości. W domu, w którym się wychowałam i nie mogłam się doczekać, aż go opuszczę.
Nasza rodzina była najbardziej dysfunkcyjna na świecie. No dobrze, może nie na świecie, ale w Bostonie na pewno. Mama bzykała się z chłopcem od basenu oraz swoim trenerem tenisa, a ojciec posuwał wszystko, co miało pochwę. Kryzys wieku średniego w pełnym rozkwicie i chociaż bardzo chcieli, żebyśmy wraz z rodzeństwem wierzyli, że są szczęśliwą parą, nie mogli nas oszukać. W każdym razie nie mnie. Rozwód nie wchodził w grę. Za dużo zamieszania z pieniędzmi i majątkiem. Poza tym, co by ludzie powiedzieli, gdyby Hollowayowie się rozwiedli? Wszyscy uważali ich za parę idealną. Zazdrościli im. A rodzice zasługiwali na Oscary za swoje nadzwyczajne role. Wspomniałam już, że mama lubiła pić? Ostatnio nie rozstawała się z tequilą. Prostota wina jakoś do niej nie przemawiała.
Mój brat Alfie, dwudziestopięciolatek, wywoływał orgazmy jasnymi dobrze ostrzyżonymi włosami, zielonymi oczami, lekkim zarostem, stu osiemdziesięcioma pięcioma centymetrami wzrostu i umięśnioną sylwetką. Spełniał oczekiwania ojca i szedł w jego ślady, pracując w Holloway Capital. A ja? Pracowałam jako dziennikarka w „Seattle Times” i prowadziłam kolumnę z poradami pod tytułem Laurel do wszystkiego. Radziłam w każdej sprawie, od związków, przez dobre maniery, po rozwój osobisty. 
George, mój przyjaciel, uznał, że będę tam idealnie pasować. Poza tym wisiał mi przysługę, bo uratowałam go przed atakiem obłąkanej dziewczyny z uczelnianego bractwa, która zamierzała go zabić, jak z nią zerwał. Serio. Miała złamane serce i obsesję, a poza tym przekonanie, że kocha go do szaleństwa. Któregoś dnia poszła do sklepu i kupiła dziewięciokalibrowy pistolet, a następnie wycelowała nim w George’a. Gdybym tego wieczoru nie pojawiła się w jego mieszkaniu, byłoby po nim, bo ta wariatka miała wystarczającego świra, żeby pociągnąć za spust. Na szczęście chodziłam na zajęcia z psychologii i udało mi się ją odwieść od tego zamiaru, a nawet namówić do zgłoszenia się po pomoc. Czasem się zastanawiałam, co się z nią stało po tym, jak odeszła z Uniwersytetu Bostońskiego. W każdym razie George był mi winien dużą przysługę za ocalenie życia, a sprawy nie mogły się ułożyć korzystniej, bo mogłam oddalić się od mojej rąbniętej rodziny o pięć tysięcy kilometrów.
Miałam nie tylko brata, ale także dwudziestojednoletnią siostrę Bellę, która miała jasne włosy, zielone oczy i wyglądała zupełnie jak Alfie. Tylko ja się wyróżniałam z brązowymi włosami i niebieskimi oczami. Skąd wytrzasnęłam te kolory, spytacie? Otóż od moich biologicznych rodziców. Bo widzicie, Jefferson i Adalynn adoptowali mnie, gdy miałam trzy tygodnie. Po trzech latach leczenia in vitro moja matka się dowiedziała, że nie będzie mogła mieć dzieci. Dwa lata później zaszła w ciążę z Alfiem. To był cud, a jeszcze większy wydarzył się pięć lat później, gdy do rodziny dołączyła Bella. Ponieważ mama miała dość cudów, ojciec postanowił poddać się wazektomii. Uparł się na to, gdy mama powiedziała, że podwiąże sobie jajniki. Sprytne posunięcie, bo dzięki temu nie musiał się martwić, że któraś z jego kochanek zajdzie w ciążę.
Bella studiowała w Juilliard. Przyjęto ją tam, gdy w wieku lat siedemnastu skończyła liceum. Marzyła, że po ukończeniu Juilliarda dołączy do jednego z najlepszych zespołów tanecznych świata. Nie łączyła nas tak bliska więź, jaka mogłaby łączyć siostry. Pewnie z powodu siedmiu lat różnicy, a może dlatego, że jako trzylatka zaczęła się uczyć tańca i cały świat skupił się na niej.
Skoro znacie już moją sytuację rodzinną, możemy wrócić do niechęci do związków. Ale najpierw musimy ustalić fakty. Nazywam się Laurel Holloway, mam dwadzieścia siedem lat, raz w życiu byłam czyjąś dziewczyną i uwielbiam seks. Z facetami, z którymi na pewno nie połączy mnie nic więcej. Zazwyczaj numerki na jedną noc. Mam mnóstwo przyjaciół, uwielbiam wychodzić wieczorami i dobrze się bawić. Gdy się w końcu poddałam, zostałam dziewczyną Davida Hamptona, aspirującego muzyka, którego poznałam na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Bostońskim. Rzucił mnie na kolana i sprawił, że poczułam się jak najwspanialsza kobieta świata. Zakochałam się w nim szybko i bardzo. Spotykaliśmy się prawie przez rok i każdą chwilę spędzaliśmy razem. Pokój dzieliłam z Marissą, moją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa. Od siódmego roku życia byłyśmy nierozłączne i znałyśmy swoje najskrytsze tajemnice. Nie wiedziałam tylko, że od dwóch miesięcy sypia z moim chłopakiem. Była to w równym stopniu jego wina, jak i jej. Chcecie usłyszeć krwawe szczegóły? Tak myślałam.
Otóż wróciłam na weekend do domu, bo Bella miała urodziny i mama wyprawiała wielkie przyjęcie. Zaproponowałam Davidowi, żeby pojechał ze mną, ale powiedział, że niedługo ma egzaminy i musi się pouczyć. Zatem w piątek po zajęciach wyruszyłam, ale w niedzielę postanowiłam wrócić wcześniej, żeby mu zrobić niespodziankę. Przez cały weekend pisał do mnie, jak to mnie kocha i jak bardzo tęskni. Umiał rozpalić moje uczucia i naprawdę wierzyłam, że będziemy razem do końca życia. Idiotka, wiem. Stwierdziłam, że najpierw wpadnę do mojego pokoju i się przebiorę, a potem pójdę do jego bractwa i go zaskoczę. Otworzyłam drzwi i ujrzałam, jak pieprzy Marissę pochyloną nad łóżkiem. Jak nakręcony powtarzał: „kocham cię, kocham cię”. Minął pierwszy wstrząs i serce zaczęło mi bić tak mocno, że obawiałam się eksplozji. Stałam i patrzyłam, a moje bardzo szczęśliwe serce pękało na pół. Nigdy wcześniej nie doznałam takiego bólu. Łzy napłynęły mi do oczu. Odetchnęłam głęboko, odwróciłam się i wyszłam. David biegł za mną w samych dżinsach. Na zewnątrz złapał mnie za rękę i powiedział, że przeprasza i że to się już nie powtórzy. Nigdy nie wybaczyłam jemu ani Marissie.
Po wielu godzinach snucia się po okolicy, płaczu, gapienia się przez okno kawiarni i popijania latte, w której w ogóle nie było alkoholu, choć bardzo o nim marzyłam, wróciłam do pokoju, spakowałam się i oznajmiłam Marissie, że może go sobie wziąć. Tego dnia poznałam George’a. Zobaczył, że ładuję rzeczy do samochodu i podszedł spytać, czy mi nie pomóc. Przedstawił się i resztę wieczoru przegadaliśmy, a w zasadzie ja przepłakałam na jego ramieniu. Miał mieszkanie niedaleko akademika i zaproponował, żebym u niego została jak długo zechcę. Nie mogłam wrócić do domu, bo musiałabym tłumaczyć rodzicom, co się stało. Poza tym musiałam chodzić na zajęcia. Tego dnia moje serce zostało złamane po raz pierwszy. Straciłam miłość życia oraz najlepszą przyjaciółkę. Ale jednak wyszło z tego coś dobrego. Zaprzyjaźniłam się z George’em. Byliśmy przyjaciółmi i tylko przyjaciółmi. Bez bonusu. Nigdy nie wynikło między nami nic romantycznego, łączył nas szacunek i rzetelna przyjaźń. Również tego dnia ponownie zamknęłam swoje serce, tym razem na zawsze.
George Locke był o rok starszy i skończył studia przede mną. Po ukończeniu Uniwersytetu Bostońskiego od razu wrócił do domu, do Seattle, gdzie czekała na niego posada dziennikarza. Nie zaszkodziło, że „Seattle Times” należał do najlepszego przyjaciela jego ojca. Kontaktowaliśmy się prawie codziennie i nawet parę razy wpadłam z wizytą. Gdy ja skończyłam studia, pracowałam dorywczo w kilku lokalnych gazetach w Bostonie, ale trwało to tylko pół roku, bo wszystkie się pozamykały. Później działałam już jako freelancer, współpracując z małymi magazynami, aż zadzwonił George i zaoferował mi pracę. Poleciałam jak pszczoła do miodu. Musiałam się wydostać z Bostonu, uciec od nieustannego ględzenia mojej maki, która dopytywała, co zamierzam zrobić ze swoim życiem i dlaczego nie mam chłopaka, a przy tym żłopała tequilę, choć było dopiero południe.
Zanim znalazłam mieszkanie, przez parę tygodni mieszkałam z George’em i Kairi, jego dziewczyną. Potem się rozpakowałam, zaczęłam pracę i przez ostatnie cztery lata byłam przeszczęśliwa, że żyję dokładnie tak, jak chciałam.