Pudding

Pudding

Tytuł oryginału: Puddin'
Tłumaczenie: Julia Wolin
Ilość stron: 336
Rodzaj: oprawa miękka
Format: 130x205
Data wydania: 2019-04-02
EAN: 9788324169450
Young Adult

Ciąg dalszy bestsellera nr 1 „New Y ork Timesa” Kluseczka emitowanego przez Netflix

 

Kluseczka od grudnia 2018 to jeden z najpopularniejszych filmów Netflixu.
Widzowie czekają na kontynuację historii bohaterek.


Co się działo z Millie i Callie – drugoplanowymi bohaterkami Kluseczki – po spektakularnym występie Willowdean w konkursie piękności?
Millie Michalchuk wciąż nie może uwierzyć, że zajęła drugie miejsce w konkursie piękności w ich małym teksańskim miasteczku. Trudno nazwać klasyczną pięknością kogoś, kto od dziecka co roku musi jeździć na obóz odchudzający. Ale tym razem Millie ma inne plany: zamierza spełnić swoje marzenie i pojechać zupełnie gdzie indziej.
I jeszcze coś: chce pocałować chłopaka, w którym się podkochuje...
Callie Reyes jest ładna, ma atrakcyjnego chłopaka i też ma swoje marzenie: zostać kapitanem drużyny tanecznej. Ale jeśli chodzi o przyjaźń z innymi dziewczynami, nie idzie jej najlepiej. A już na pewno nie ma nic wspólnego z Millie.
A może jednak?
Zanim Millie i Callie to odkryją (ku zaskoczeniu wszystkich, a najbardziej ich samych), będą musiały się przekonać (i to dość boleśnie), jak bardzo pozory mogą mylić. I że zawsze trzeba walczyć o swoje marzenia!

„Romantyczna i zabawna powieść feel good o pokonywaniu przeciwności (i przeciwieństw) i o sile przyjaźni”.
„Kirkus Reviews”

„Żywiołowa powieść Julie Murphy uzależnia”.
„Booklist”

 


JULIE MURPHY mieszka w Teksasie z mężem, który ją kocha, psem, który ją uwielbia, i kotem, który ją toleruje. Ma nadwagę, tak jak bohaterka jej bestsellera Kluseczka i jej kontynuacji – Pudding.

 

 

2


Callie

Siedzimy z Melissą w rozkroku naprzeciwko siebie. Stykamy się stopami. Trzymamy się za ręce i rozciągamy, przeciągając się raz w jedną, raz w drugą stronę. Melissa się pionizuje, a kucyk w kolorze ciemnego burgunda kołysze jej się na czubku głowy, gdy ciągnie mnie za sobą. Staram się nie oddychać, bo podłoga śmierdzi jak męskie gacie.
– W przyszłym tygodniu treningi mamy w sali prób orkiestry – informuję ją.
Podnosi wzrok.
– Jaja sobie robisz!
– Nie. Trener Spencer kombinuje, bo hala dla futbolistów jest jeszcze niegotowa, więc przerzucają wszystkich z miejsca na miejsce, żeby drużyna miała do dyspozycji salę gimnastyczną i ciężarki.
– Ale w sali prób nie ma miejsca! Co oni takiego zrobili, żeby zasłużyć na własną salę do treningów?! Poza tym to nawet nie jest sezon futbolowy!
Wzruszam ramionami.
– W Clover City zawsze jest sezon futbolowy.
Melissa zdmuchuje grzywkę z oczu.
– Jezu, chrzanić ich.
– Wreszcie się w czymś zgadzamy.
Ciągnie mnie do siebie tak mocno, że kładę się górną połową ciała na podłodze. Mięśnie bolą, ale milczę, bo ona świetnie wie, co robi. Sprawdza mnie, a ja nie zamierzam okazać słabości.
To nie tak, że jej nie lubię. Znamy się pół życia i chociaż żadna z nas nie jest mistrzynią w przyjaźni – zwłaszcza ja – zawsze dobrze nam szło odgrywanie przyjaciółek. Melissa nie zdaje sobie sprawy z jednego: żebym ja odniosła sukces, ona musi przegrać. W każdym razie jeśli chodzi o nasz zespół taneczny, Koniczynki z Clover City High School. Na razie jesteśmy przyjaciółko-wrogami, w pozytywnym znaczeniu. Ale w przyszłym roku tylko jedna z nas zostanie kapitanką zespołu.
Odwracam głowę i trwam z policzkiem nad podłogą. Tak, śmierdzi tu gaciami. Nad nami wiszą transparenty upamiętniające zwycięstwa w zawodach okręgowych, a kilka nawet z mistrzostw stanowych.
Największy to moje rodzinne dziedzictwo. Pierwsze miejsce na mistrzostwach kraju w 1992 roku zajęły Koniczynki! To nie tylko jedyny raz, kiedy nasza szkoła wygrała zawody krajowe w jakiejkolwiek dyscyplinie, ale także jedyny, kiedy Koniczynki zakwalifikowały się do zawodów tej rangi! A najbardziej niesamowite jest to, że kapitanką drużyny była wówczas moja mama. W tym samym roku wyszedł na jaw skandal w sędziowaniu na zawodach tanecznych we wszystkich stopniach, od okręgowych po krajowe. Wiele drużyn zostało zdyskwalifikowanych, ale nie szkodzi, bo widziałam nagrania. W 1992 roku Koniczynki naprawdę wymiatały!
Barany, nasza drużyna futbolowa, ma najgorsze wyniki w Teksasie, ale to oni dostają nowiutką, pachnącą i wypasioną salę treningową, podczas gdy Koniczynki, najbardziej utytułowana drużyna w szkole, będzie trenować w salce dla orkiestry! Jak to mawia moja mama, coś tu śmierdzi.
– Sam znowu się spóźnia – oznajmia Melissa, przekrzykując kakofonię damskich głosów.
– Chcesz po nią iść? – pytam.
Melissa przewraca oczami i kręci głową. Sam jest kapitanką naszej drużyny i kończy w tym roku szkołę. Melissa nie rozumie, że Sam się spóźnia specjalnie. Bo nas sprawdza. Melissa i ja jesteśmy jej zastępczyniami, asystentkami kapitanki, co oznacza, że znajdujemy się w drugiej kolejności do tronu, ale tylko jedna zostanie koronowana. A ja nie przegrywam.
Na razie musimy zgodnie współpracować jako zespół. W każdym razie do momentu, gdy Sam postanowi wyznaczyć następczynię.
Ale jesteśmy nie tylko konkurentkami. Miałyśmy też epizody prawdziwej wspólnoty. Na przykład kiedy w dziewiątej klasie rodzice Melissy się rozwodzili, przez trzy miesiące mieszkała u nas, bo w jej domu panowała masakryczna atmosfera. Albo kiedy pani Gutierrez, mama Melissy, zaczęła do mnie mówić po hiszpańsku, bo się dowiedziała, że jestem w połowie Meksykanką. Strasznie się wstydziłam, bo rozumiałam tylko kilka słów, a już na pewno nie czułam się dość pewnie, żeby rozmawiać. Melissa pochodzi z dużej, tradycyjnej meksykańskiej rodziny. Mieszkali tu, zanim Clover City uznawano w ogóle za część Teksasu. Melissa mogłaby mówić po hiszpańsku, czytać po angielsku i tańczyć układ Koniczynek, wszystko naraz, przysięgam. Ale kiedy zobaczyła, że robię się czerwona, włączyła się do rozmowy i zaczęła dyskretnie tłumaczyć, co mówi jej mama. I nigdy do tego nie wracała. Zachowywała się, jakby nic się nie stało.
Ciągnie mnie jeszcze mocniej.
– Po treningu idziemy do pani Driskil – przypominam. Potem wyrywam się i wstaję.
– Możemy iść. Ta kobieta i tak tylko ściemnia. Ma gdzieś, że jest naszą opiekunką. Interesuje ją tylko wycykanie stypendiów od rady okręgu.
– I dobrze. Byłoby gorzej, gdyby się naprawdę przejmowała – zauważam. – Pamiętasz, jak nagle się ocknęła, że nasz układ z myciem samochodu w bikini jest nieprzyzwoity i kazała nam zatańczyć w płaszczach przeciwdeszczowych?
Melissa wybucha śmiechem.
– Tak, to była masakra! Ale ty byłaś genialna, jak wycięłaś dziury na cyckach i tyłku. Nie wiedziała, co powiedzieć! – Śmieje się, a potem oskarżycielsko celuje we mnie palcem i zaczyna naśladować panią Driskil: – Widać twoje atuty, młoda damo!
Trącam ją biodrem.
– Przynajmniej było na co popatrzeć. Tytuł Najlepszego Tyłka trzy razy z rzędu, a w tym roku Najgorętszego Towaru. Nie zapominaj! – wyliczam.
Przewraca oczami.
– Tak, wiem. Nie pozwolisz nam zapomnieć. Wszystkie składamy pokłon tyłkowi Callie Reyes!
Uśmiecham się triumfalnie, a potem klaszczę, żeby uciszyć resztę dziewczyn.
– Uwaga! Zaczynajmy. Sam się trochę spóźni, więc nie będziemy tracić czasu. Melisso! – wołam. – Włącz muzykę.
Kręcę biodrami, żeby je rozluźnić.
– Przypominam, że zawody stanowe już za trzy tygodnie, a przed nami sporo pracy. Na regionalnych wymiotłyśmy, ale bądźmy realistkami, ta konkurencja nie była tak silna, jak będzie na stanowych. Przećwiczmy układ ze dwa, trzy razy, a potem powiem, co musimy dopracować.
Rozlega się muzyka. Idealny miks piosenek popowych, które wszyscy znają na pamięć, oraz dance’u, którego nikt nigdy nie słyszał. Sam ma dobry gust. Zaczyna się od Bad Girls M.I.A.
Zamykam oczy i prawie czuję na twarzy wiatr w San Francisco. Chociaż go nie znam, bo jedyną osobą z mojej rodziny, która wyjechała na zachód dalej niż do Nowego Meksyku, jest moja starsza siostra, Claudia. Jeszcze w liceum była w San Diego na konkursie dla śpiewaków operowych. Ale ponieważ w tym roku zawody krajowe są właśnie w San Francisco, wkrótce się to zmieni. W zeszłym roku zajęłyśmy zabójcze drugie miejsce na zawodach stanowych, ale w tym roku Cooper Hill, drużyna, która wtedy wygrała, jest w totalnej rozsypce, bo połowę dziewczyn przyłapano na koceniu pierwszaków.
Zamierzam się co najmniej zakwalifikować do mistrzostw kraju, żeby wcześnie zacząć budować formę na przyszły rok. A może zajmiemy jakieś miejsce? Potem, w przyszłym roku, kiedy będę w ostatniej klasie, pojedziemy do Miami i poprowadzę drużynę do zwycięstwa. Zostanę przyjęta do każdego college’u, jaki sobie wybiorę i zniknę z Clover City, zanim jeszcze dobrze wyschnie tusz na dyplomie. Taki jest plan.
Wychodzę na scenę – no dobrze, na środek sali gimnastycznej – i staję w drugim rzędzie wśród dziewczyn. Pierwszy przebieg jest kiepski, ale to dlatego, że dopiero zaczynamy, a wczoraj miałyśmy wolne. Czuję jednak, że Melissa robi się wściekła. Gdyby to zależało od niej, już by na dziewczyny naskoczyła. Dlatego uważam, że będzie gównianą kapitanką.
– No dobrze! – wołam, gdy cichnie muzyka. – Potraktujmy to jako rozgrzewkę, a teraz musimy przyśpieszyć. Wydaje mi się, że kilka z nas wciąż ma problem z potrójnym piruetem. Jess, mogłabyś wyjść na środek i pokazać, jak to poprawnie zrobić?
Jess, wysoka czarnoskóra drugoklasistka, zostanie kapitanką, kiedy ja będę się ewakuować z tego zadupia. Teraz wychodzi naprzód. Wiruje i nieruchomieje bez wysiłku. To dlatego, że przeprowadziła się tutaj z Dallas, gdzie chodziła do supersnobistycznej szkoły baletowej. Większość naszej grupy chodziła do miejscowej szkółki Tańcząca Lokomotywa, która nie słynie z kształcenia dobrych tancerek.
Jess prezentuje piruet raz jeszcze, wolniej, odpowiada na kilka pytań dotyczących momentu wybicia, ułożenia ręki i lądowania, a później przerabiamy układ jeszcze kilka razy. Następnie Melissa i ja siadamy, obserwujemy i robimy notatki.
– Nadal nie jestem przekonana co do tego zestawu jeté – stwierdza Melissa. – Wyskakujemy nierówno. Jess skacze za wysoko. Musi się dostosować do reszty.
Ta choreografia to moje oczko w głowie i Melissa o tym wie.
– Może nie chodzi o to, żeby zmieniać choreografię, tylko żebyśmy tańczyły lepiej? Jak Jess. – Odwracam się do niej. – A może to omówisz z Sam?
Melissa kręci głową.
– Nie, masz rację.
Zgłaszamy uwagi, a potem, zanim się rozejdziemy do szatni, stajemy w kręgu i się obejmujemy.
– Co za śliczne jędrne tyłeczki! – woła Sam i podbiega. Wygląda jakby – w przeciwieństwie do mnie – mogła być spokrewniona z moją jasnowłosą mamą i jeszcze jaśniejszą młodszą siostrą. Czuję, że w głębi ducha jej za to nienawidzę. Jest wysoka, z jasną cerą i włosami w kolorze truskawkowego blond, a do tego o sylwetce stworzonej do baletu i noszenia sukienek, które lekką chmurką otulają ciało.
Wciska się do kręgu.
– Przepraszam za spóźnienie, dziewczyny. Miałam kilka papierkowych spraw do załatwienia.
Odsuwam się, żeby ją wpuścić. Klucz do bezbolesnego przekazania władzy? Znać swoje miejsce.
Uśmiecha się do mnie.
– Dokończ trening, Cal. To był twój dzień.
Melissa się jeży, ale nie rusza mnie to.
Zamykam krąg i mówię:
– Pamiętajcie, w przyszłym tygodniu występujemy w ratuszu na ceremonii Amerykańscy Bohaterowie. I pilnujcie ocen! Nawet nie chcę słyszeć, że któraś z was ma tuż przed wyjazdem na stanowe szlaban z powodu stopni. Jeśli trzeba, ściągajcie! W zeszłym tygodniu Jill na sprawdzianie miała słówka wypisane na udzie!
Dziewczyny wybuchają śmiechem, ale Jill, niska drugoklasistka z jasnobrązowymi loczkami, tylko wzrusza ramionami.
– Trochę się rozmazały, ale zdałam. Zdaje się, że powiernik, to „człowiek zaufany”, nie „zadufany”.
– I o to chodzi! – wołam. – No dobra, dajcie ręce. I na trzy! Raz, dwa, trzy!
– San Fran albo życie! – wrzeszczymy chórem.
Zerkam na jasnoczerwony transparent rzucający na nas cień. UWAŻAJ, 1992! JUŻ PO CIEBIE IDZIEMY!
Dziewczyny rozchodzą się do szafek, a ja, Melissa i Sam siadamy na trybunach.
– Dzięki, że poprowadziłyście trening – zaczyna Sam.
Kiwamy z Melissą głowami.
– Wiesz co? – odzywam się. – Może zastanowimy się jeszcze nad tym jeté. Jess genialnie skacze i wyglądamy przy niej jak totalne łamagi.
Melissa się do mnie odwraca i uśmiecha tak, że gdyby wzrok mógł zabijać, padłabym trupem.
– Zgadzam się – dodaje sucho.
Sam mruży oczy, jakby przeglądała w głowie przebieg układu.
– Super, że to zaważyłaś, Callie. Pomyślimy o tym jutro.
Cóż mogę powiedzieć? Niektórzy są urodzonymi przywódcami.
– Słuchajcie, Driskil sama tutaj przyjdzie, ale już wiem, o co chodzi.
– No? – dopytuje Melissa.
Sam przewraca oczami.
– Kojarzycie tę zapyziałą siłownię, która nas sponsorowała?
Obie kiwamy głowami.
– Wycofali się.
– Kurde! – wołam. – Co to oznacza?
Zwykle promiennie uśmiechnięta Sam pochmurnieje.
– Przygotujcie się, Driskil będzie udawała, że nic się nie stało.
Drzwi się otwierają i do sali gimnastycznej wchodzi pani Driskil we własnej osobie.
– Ale tak naprawdę jesteśmy w czarnej dupie – dodaje Sam szeptem.